.
Lęk przed życiem. Książka o byciu w pełni sobą
Alexander LowenNajlepsza książka dr Alexandra Lowena, wybitnego amerykańskiego psychiatry, psychoterapeuty i twórcy Analizy Bioenergetycznej. Książka o byciu w pełni sobą, o tym jak kontakt z własnym ciałem prowadzi do odkrywania i leczenia ran duszy z przeszłości. To w ...Czytaj więcej >>
- Liczba stron: 278
- Data wydania: 2014
- Oprawa: miękka
- Wydawnictwo: Centrum Pracy z Ciałem
Najlepsza książka dr Alexandra Lowena, wybitnego amerykańskiego psychiatry, psychoterapeuty i twórcy Analizy Bioenergetycznej. Książka o byciu w pełni sobą, o tym jak kontakt z własnym ciałem prowadzi do odkrywania i leczenia ran duszy z przeszłości. To w ciele odkładają się niewyrażone, zepchnięte przez umysł emocje, które w postaci napiętych mięśni wpływają na strukturę charakteru i związaną z nim historię życia osoby. To ciało pisze naszą historię uginając się pod ciężarem niespełnionych dziecięcych pragnień, które echem odbijają się w dorosłym życiu. Autor w swej książce odkrywa jak ważne dla rozwoju osobowości są doświadczenia z okresu edypalnego i sposób rozwiązania konfliktu edypalnego.
- poddania się miłości
- odpuszczenia raczej niż sprawowania kontroli
- więcej bycia niż robienia
- płynięcia z prądem zamiast ciągłej walki
...Cudowna, wspaniała książka, którą czyta się z pasją od początku do końca. Niesie w sobie przesłanie, że struktura charakteru i los osoby są zależne od jej doświadczeń i mają odzwierciedlenie w budowie ciała, jego żywotności, wyrażaniu uczuć, seksualności i odczuwaniu radości życia. Wpływ na rozwój osobowości i kształtowanie charakteru mają nie tylko niemowlęce i wczesnodziecięce wydarzenia z przeszłości, lecz również co najważniejsze kluczowe są doświadczenia z okresu edypalnego, okresu w którym osobowość jest najbardziej plastyczna. To w jaki sposób zostanie rozwiązany konflikt edypalny decyduje o strukturze charakteru osoby. Gdy człowiek przestaje walczyć przeciwko swojemu losowi i akceptuje porażkę to staje się wolny od walki, w zamian zyskując spokój umysłu. W ten sposób akceptacja losu zmienia charakter i wiąże go z innym losem dając poczucie spełnienia w życiu. Tak jak Edyp, którego imię jest tożsame z najważniejszym problemem w osobowości człowieka i tak jak kończy się jego historia. Gorąco polecam tym wszystkim , którzy szukają zrozumienia siebie, swojej historii i kontaktu z własnym ciałem. W tej książce wiele słów łączy się z moją historią.Znalazłam tutaj drogę do pracy nad sobą i odkryłam niezwykłe dla mnie możliwości pracy terapeutycznej z pacjentem. Ufam ciału i swoim uczuciom ... i głęboko wierzę, że drogą skutecznego pomagania innym jest połączenie ciała i umysłu.
Niezwykła książka, niezwykłego autora, który za cel życia uczynił przywrócenie ludziom naturalnej radości życia. Można ją poczuć, tylko wtedy, gdy jesteśmy w kontakcie z ciałem. Niestety większość z nas kontaktuje się raczej ze stresem, bólem i poczuciem wewnętrznego konfliktu. Dlaczego tak się dzieje? Na to pytanie odpowiada autor, nawet idzie o krok dalej i wyjaśnia również dlaczego powtarzamy te same wzorce zachowań, zamiast uczyć się na błędach. Co ważne, pokazuje również, jak praca z ciałem, z użyciem ćwiczeń bioenergetycznych, może przynieść przełom, uwolnić emocje zamknięte w chronicznych napięciach mięśniowych. O przywracaniu autentycznego poczucia dobrostanu chętnie poczytają psycholodzy oraz wszyscy zainteresowani rozwojem osobistym. A. Lowen prowadzi czytelnika pisząc szczerym, przystępnym językiem, który potrafi głęboko poruszyć…
- ISBN
- 978-83-930534-0-7
- Waga
- 0.34 kg
- Wydanie
- 2
- Szerokość
- 14,5 cm
- Wysokość
- 21 cm
- Format
- 145x210 mm
- Tłumaczenie
- Agnieszka Świtalska
Możesz także polubić
Wstęp
1. Charakter neurotyczny
2, Los i charakter
3. Bycie i los
4. Lęk przed byciem
5. Terapia bycia
6. Heroiczne nastawienie do życia
7. Kompleks Edypa staje się faktem we współczesnym życiu
8. Mądrość porażki
Fragmenty
książki "Lęk przed życiem" Alexander Lowen
Dążenie do boskości
„Chwała człowieka tkwi w jego dążeniu do bycia boskim, a nie w jego osiągnięciach. Dążenie to odzwierciedla jego postawa: stoi na dwóch nogach z wysoko uniesioną głową, postępuje z godnością i porusza się z wdziękiem, spogląda na ziemię i niezliczone stworzenia na niej, widząc jaka jest piękna. On jedyny, spośród wszystkich zwierząt, może docenić wspaniałość i splendor tej boskiej kreacji. W podziwie tym staje się prawdziwie podobny Bogu. Jeśli jednak przepełnia go arogancja pozwalająca mu sądzić, że mógłby to zrobić lepiej, staje się diabłem. Lucyfer był jednym z zaufanych aniołów Boga. Jego imię oznacza „światło”, światło inteligencji i świadomości. Był lśniącym światłem w królestwie nieba, do czasu, gdy stwierdził, że jest lepszy od Boga. Podobnie rozdmuchane ego współczesnego człowieka staje się diabłem, gdy nie jest podporządkowane ciału.”
Pęd do władzy
„Kolejnym aspektem tej sytuacji jest to, że ego nigdy nie ma dość. Racjonalizujemy pęd ku władzy mówiąc o bezpieczeństwie, komforcie i wygodzie, jakie ona zapewnia. Jednak gdy wszystkie potrzeby zostaną zaspokojone, pęd ku posiadaniu większej ilości pieniędzy i władzy trwa nadal. Nawet Ci na szczycie wciąż walczą o więcej władzy. Wydaje się, że kiedy ten ruch zdominuje osobowość, nie można go powstrzymać. Wiem, że istnieje wiele wyjątków, ale wierzę, że zasada ta zwykle się sprawdza. W rzeczywistości pęd ten nie ogranicza się tylko do jednostek i rodzin. Narody nieustannie chcą zwiększyć swą władzę, by zyskać dominację nad innymi narodami. Na najgłębszym poziomie ten pęd ego do władzy symbolizuje pragnienie cywilizowanego człowieka do podporządkowania sobie życia (natury i losu), ponieważ boi się on życia.
Zobaczmy, jak pęd ten wpływa na związki w rodzinie. Samo jego istnienie implikuje powstanie niezadowolenia związanego ze stanem bycia. Cierpi ona na głęboko zakorzenione poczucie bycia gorszym, co próbuje zrekompensować pędem ku władzy. Poczucie bycia gorszym wynika w dużym stopniu z kastracji psychologicznej, której doznała osoba w fazie edypalnej. Skutkuje to walką o władzę ze współmałżonkiem, która wywołuje urazy oraz wrogość u obu stron, niszcząc miłość, która między nimi była. Ich przyjemność seksualna spada, natomiast na sile przybierają uczucia urazy i wrogości. Dzieci zostają wplątane w tę walkę. Zwykle trzymają stronę rodzica przeciwnej płci, do którego czują pociąg seksualny. Jednak dziecko ma świadomość, że każdy z rodziców ma uzasadnione powody do narzekania.
Kiedy tak się dzieje, rodzi się zazdrość, a cała skryta wrogość skupia się teraz na dziecku, które wpada w pułapkę. Uwodzący rodzic nie pomaga dziecku, ponieważ w akcie samoobrony zaprzecza swej manipulacji, a nawet oskarży dziecko o bycie seksualnie prowokującym. Łatwo tego dokonać, gdyż uczucia seksualne dziecka są wyrażane otwarcie, podczas gdy uczucia rodzica są ukryte. Dziecko tkwiąc w niemożliwej do zniesienia sytuacji, musi się wycofać. Rozwiązaniem tego dylematu jest zrezygnowanie ze swej seksualności. Wówczas dziecko przyjmuje na siebie poczucie winy za swą reaktywność seksualną i staje się psychologicznie wykastrowane.
Koncepcja rozwoju dolewa oliwy do ognia edypalnego. Rozwój wymaga, aby każde pokolenie przewyższyło poprzednie. Syn ma radzić sobie lepiej i cieszyć się większym prestiżem niż ojciec. Córka ma mieć piękniejszy dom, lepsze życie, wyższą pozycję społeczną niż jej matka. Te żądania narzucone są przez rodziców w imię rozwoju, ale w rzeczywistości mają zaspokoić potrzebę rodziców, którzy chcą wspiąć się wyżej na drabinie społecznej. Dla ojca, sukces syna jest substytutem za jego własną porażkę. Zainteresowanie rodzica sukcesem córki ma podobną motywację.
Gdy takie oczekiwania są stawiane dziecku, w otwarty lub ukryty sposób, wzmacniają one konflikt edypalny. Chłopiec zmuszony jest do rywalizacji z ojcem i do porównywania się z nim. Widząc różnicę pomiędzy rozmiarem organów seksualnych, chłopiec staje się bardzo świadomy swej niższości. Ta świadomość może pozostać z nim do końca życia. Poczucie bycia gorszym tłumaczy tendencję mężczyzn do porównywania swoich genitaliów z innymi mężczyznami. Zwiększa to również pęd ku władzy, co ma służyć skompensowaniu wspomnianego uczucia. Będąc nastawionym na współzawodnictwo ze swym ojcem, syn lęka si. Jest to lęk kastracyjny.
Istnieje jeszcze jednak druga strona medalu, czyli wiara chłopca, że jest lepszy od ojca. Oczekuje się od niego, by go przerósł. A jego matka może patrzeć na niego, jakby pod pewnymi względami górował nad ojcem. Potem z wiekiem chłopiec przejmie pogląd, że starsi ludzie, łącznie z jego rodzicami, są przeszłością i nie liczą się. Bardzo wielu młodych ludzi uważa, że są mądrzejsi i bardziej obyci niż osoby starsze. W niektórych przypadkach, może być to prawdą, biorąc pod uwagę wczesną ekspozycję dzieci na seks i przemoc w telewizji. Myśląc, że są lepsi, ci młodzi ludzie dość opornie uczą się od tych, którzy są starsi lub mają władzę. Zbyt często pogardzają utartymi zasadami. Pogarda ta maskuje ich lęk oraz głęboko zakorzenione poczucie bycia gorszym.
Chłopiec czuje również, że przewyższyć ojca to zastąpić go w roli męża i głowy rodziny. Rodzice nie myślą seksualnie, ale dziecko tak. Sukces oznacza, wygrać z ojcem i posiąść matkę. Tego właśnie dokonał Edyp. Pozornie ojciec wspiera to dążenie. Pojawia się tu groźba kastracji, za to, że dziecko ośmieliło się rywalizować. Jednak, jeśli chłopcu się nie uda, to również jego obarczy się winą. W niektórych przypadkach ryzyko sukcesu jest tak duże, że osoba woli raczej ponieść klęskę we wszystkich swoich przedsięwzięciach niż zaryzykować próbę sił. W innych przypadkach sukces w życiu osiągany jest tylko wtedy, gdy dziecko zaakceptuje swą kastrację. Pozwala mu się wtedy osiągnąć sukces, ponieważ robi to dla ojca.”
Wychowanie dziecka we współczesnym świecie
„Dlaczego jednak ten proces adaptacji kulturowej jest nierozerwalnie związany z represją seksualną? Nie podzielam opinii Freuda, że kreatywne osiągnięcia zależne są od sublimacji popędu seksualnego. Jest wręcz przeciwnie. Osoby mające w sobie więcej seksualnej żywotności są często bardziej kreatywne. Jednak produktywność to już inna kwestia. Jeśli chcemy zaprząc człowieka do pracy w ekonomicznej machinie, musimy go „złamać”, co też czynimy z innymi zwierzętami, które dla nas pracują. Można tego dokonać tylko poprzez okiełznanie wolnej i dzikiej natury zwierzęcej seksualności osoby. Człowiek już dawno temu odkrył, że może zmienić dzikie zwierzę w zwierzę domowe, kastrując je. Tak pozyskał woły do orania swych pól. Nie planując tego, człowiek używa tych samych technik do wychowania dzieci, z tą różnicą, że działa tutaj groźba kastracji. Groźba funkcjonuje jak psychologiczna kastracja: redukuje siłę popędu seksualnego i działa jak kastracja psychologiczna. Sprawia, że dziecko staje się podatne na uczenie się swej społecznej roli produktywnego pracownika. Jej dodatkową funkcją jest to, że nie koliduje z funkcją reprodukcyjną jednostki. Erich Fromm doszedł to tego samego wniosku. W niedawnej publikacji pisze on; „Wysiłek włożony w stłumienie seksu byłby niemożliwy do pojęcia, gdyby celem był seks jako taki. Nie seks, a złamanie ludzkiej woli jest powodem jego oczerniania.”
Opisując warunki społeczne, które powodują pojawienie się charakteru neurotycznego, być może powstaje wrażenie, że we współczesnej rodzinie nie istnieje nic poza wrogością do dzieci i chęcią złamania ich ducha. Oczywiście, to nieprawda. Istnieje zarówno miłość, jak i nienawiść, szacunek dla niewinności dziecka oraz konieczność przystosowania go do kultury. Tam, gdzie proces akulturacji przebiega z miłością i szacunkiem dla dziecka, potomstwo nie doznaje poważnych urazów psychicznych. Jednak nie wierzę, aby mając nawet najlepsze intencje, można było wychować dziecko we współczesnym społeczeństwie bez śladu neurozy. Żaden rodzic żyjący we współczesnej kulturze nie może w pełni oddzielić się od jej wartości. Próby dokonania tego dają początek kolejnym problemom.
Musimy również pamiętać, że w naszej kulturze niemowlęcej seksualności nie akceptuje się jako normalniej i naturalnej. O ile mamy hierarchię wartości, wszystko, co związane jest z dolną częścią ciała, jest postrzegane jako pospolite, wulgarne i nieczyste- w przeciwieństwie do postrzegania funkcji górnej części ciała jako nadrzędnej, wyjątkowej i czystej. Uznawane są wiedza i władza, podczas gdy wartość seksu i przyjemności zostaje zdewaluowana. Te ostatnie należą do matriarchalnego porządku. Większość ludzi czuje się zażenowana, gdy dziecko dotyka swych genitaliów w miejscu publicznym. Dzieci szybko podchwytują postawy rodziców do seksu. Te postawy te są tak bardzo rozpowszechnione w naszym społeczeństwie, że nie spotkałem nigdy pacjenta, który nie odczuwałby winy seksualnej i nie cierpiał na lęk kastracyjny. Dotyczy to zarówno mężczyzn, jak i kobiet.
Jednakże intensywność winy i lęku jest inna u różnych ludzi. Ponieważ służy ona jako funkcja w walce o władzę, mniej winy występuje w klasach robotniczych niż w wyższych. Na przykład, Reich donosi, że przedstawiciele klasy pracującej w Niemczech w latach dwudziestych XX wieku byli zdrowsi emocjonalne, niż reprezentanci zamożniejszych klas. Jeśli zmierzymy zdrowie seksualne brakiem napięć w ciele, szczególnie w okolicy miednicy, to odkryjemy, że więcej zdrowia mają biedni mieszkańcy Ameryki Łacińskiej, niż ich bogatsi sąsiedzi na północy. Z drugiej strony klasa średnia jest zwykle dość neurotyczna. Ich dążenie do walki o umacnianie pozycji społecznej i prestiżu skutkuje wielką presją nałożoną na ich dzieci, by dostosować je do wzorca społecznego. We współczesnych, wysoce zindustrializowanych społeczeństwach podziały klasowe zaczynają się rozmywać. W tych bardzo mobilnych społecznościach, gdzie pieniądze i władza decydują o pozycji społecznej, większość ludzi należy do klasy średniej. To klasa, w której najwyżej cenione są rozwój i władza.”
Lęk przed szaleństwem i zrzucanie starych struktur, choroby
„W poprzednim rozdziale wskazałem na to, że lęk przed szaleństwem rodzi się, gdy ego jest zalane lub przytłoczone podnieceniem lub uczuciem. Musi to jednak nastąpić, jeśli ma nastąpić rozwój. Wąż zrzuca swoją skórę, a krab - swój pancerz w procesie wzrostu. A my, ludzie, musimy przebić się przez stare schematy, jeśli chcemy się rozwijać. W czasie przemiany organizm jest wrażliwy. Istnieje ryzyko. Jednak wszystkie żywe organizmy akceptują to ryzyko jako część natury i procesów życiowych. Dlaczego nasi pacjenci tak bardzo się boją?
Winnicott znał odpowiedź na to pytanie. Powiedział, że „Kliniczny lęk przed załamaniem jest lękiem przed załamaniem, które zostało już wcześniej doświadczone”. Po czym dodaje: „Jest to fakt, który nosimy w sobie, w naszej nieświadomości”. Waga tej obserwacji staje się widoczna, gdy odniesiemy ją do wszystkich sytuacji życiowych. Jak mówi przysłowie: „Kto się na gorącym sparzy, ten na zimne dmucha.”. Dziecko nie boi się gorącego pieca, dopóki się nie poparzy. Jeśli doświadczenie narodzin było traumatyczne w tym sensie, że stanowiło zagrożenie dla życia dziecka, to później każda sytuacja, która wymaga narodzin lub powstania czegoś nowego, będzie sią wiązała z ogromnym lękiem.
Pytanie, zadane na początku tej książki, brzmi: Dlaczego uczymy się na niektórych traumatycznych wydarzeniach, a na innych nie? Żadne dziecko, które poparzyło się, nie będzie powtarzało tego doświadczenia. Neurotycy, jak widzieliśmy, powtarzają tę samą traumę na okrągło. Jeśli doświadczenie załamania zawarte jest w nieświadomości, rzutuje ono również na przyszłość. System obrony ego, który został utworzony w przeszłości w celu zaprzeczenia traumie i miał służyć jako obrona przed przyszłym jej powtórzeniem, staje się magnesem przyciągającym wydarzenie, którego chcieliśmy unikać. Opisałem to jako działanie losu.
Łatwo jest to wyjaśnić, biorąc pod uwagę istnienie lęku przed załamaniem. Energia włożona w mechanizm obronny, zmniejsza tolerancję ciała na pobudzenie. Obrona oznacza raczej strukturę niż ruch. Symbolizuje bardziej stan zamrożenia niż poruszania się. Zmniejsza ilość pobudzenia i uczucia, licząc, że w ten sposób zapobiegnie powodzi, która mogłaby przytłoczyć ego i spowodować załamanie. Ogranicza bycie, by je ochronić. Jednak to wywołuje lęk przed załamaniem, ponieważ organizm naturalnie dąży do rozwoju życia, bycia i wykorzystania swego potencjału. Ciało jest zorientowane na życie i szuka sposobów, by zwiększyć swój stan pobudzenia, nawet kosztem przytłoczenia lub wystraszenia ego. Może to łatwo doprowadzić do powstania błędnego koła, w którym każdy wysiłek włożony w rozwój jest od razu hamowany przez wzrost osłony w strukturze obronnej. Stanowi to przeciwieństwo cyklu rozwoju opisanego powyżej. Bez zmiany w charakterze osoby i jego bycia nieustannie powraca on do punktu, w którym załamanie jest nieuchronne. Może ono przyjąć postać choroby somatycznej lub psychicznej.
Być pełnym życia, oznacza pozwolić sobie ponieść się fali uczuć. Daje to możliwość ruchu i szczytowych doświadczeń. To typ reakcji orgastycznej. Jednak takie emocjonalne reakcje nie powinny być zbyt częste. Jeśli osoba nieustannie zalewana jest falą ekscytacji, granice self i ja zacierają się. Osoba traci poczucie swojej tożsamości i psychoza jest realnym zagrożeniem. Szczególnie wrażliwe jest słabe ego. Silne ego może podtrzymać i pomieścić większy poziom pobudzenia, nie tracąc przy tym swych granic. Jednak nawet ono może zostać przytłoczone, jeśli nasilenie uczucia narasta. Zdrowe ego może sobie pozwolić na chwilowy zalew uczuć bez żadnej szkody. Każda rzeka od czasu do czasu wylewa i zatapia okoliczne tereny. Jeśli dzieje się tak stale, brzegi ulegają destrukcji i z rzeki powstaje jezioro. Jednak jezioro jest statyczne, podczas gdy rzeka płynie. Jednym z paradoksów życia jest to, że przepływ musi zostać ograniczony, aby ruch utrzymał się.
Przemyślenia te sugerują, że kiedy pacjent porzuci swą obronną postawę, doświadczy w pewnym stopniu uczucia szaleństwa lub obłędu. Oczywiście „oszaleć” na żądanie nie oznacza prawdziwej niepoczytalności, ale jest jej wystarczająco bliskie, aby pacjent był świadomy, że lęk przed załamaniem jest prawdziwy, że istnieją stłumione uczucia w osobowości, które zagrażają ego i można przekroczyć linię dzielącą racjonalizm od irracjonalizmu oraz powrócić, nie narażając się. Obudzenie silnych uczuć u pacjenta z osobowością borderline, której ego jest słabe, może w efekcie doprowadzić do czasowego „załamania”. Jeśli pobudzenie jest zbyt silne, może on „wściec się”,. Nie stanowi to żadnego zagrożenia dla pacjenta, jeśli terapeuta jest świadomy takiej możliwości, nie panikuje i może pozostać z pacjentem, aż pobudzenie osłabnie. Zachowanie pacjenta jest potem znowu racjonalne Poprzez to doświadczenie otwiera się na pewne silne uczucia, które następnie mogą być zintegrowane z jego osobowością, wzmacniając ego i zwiększając bycie. W ten sposób pacjent zwiększa swą tolerancję na pobudzenie i emocje, zmniejszając szansę przeżycia załamania w przyszłości.
Przełom i załamanie nie są nigdy dalekie od siebie w toku terapii, ponieważ załamanie pewnych mechanizmów obronnych ego musi nastąpić, aby mógł mieć miejsce przełom. Jednakże przełamywanie obrony ego nie jest odpowiednim celem terapii. Taka obrona musi zostać uszanowana, chyba że osoba może pomóc pacjentowi skutecznie radzić sobie ze stresem w życiu codziennym. Załamanie ma sens tylko wtedy, gdy prowadzi do przełomu. Potrzeba tu wglądu oraz zintegrowania nowych uczuć w osobowości. Integracja oznacza zaakceptowanie tych uczuć oraz wyrażanie ich w pełnym porozumieniu z ego.
Jedna z moich pacjentek nie mogła krzyczeć podczas terapii, chociaż w domu krzyczy na dzieci i na męża. Jest to reakcja histeryczna, wbrew jej woli, a ego nie bierze udziału w tym działaniu. Kobieta nie krzyczy celowo, ale czuje się do tego sprowokowana. „Kiedy krzyczę, czuję się jak wariatka. To mnie kompletnie wykańcza.”. Dlatego czuje się jak szalona. Mimo to musi krzyczeć, by dać ujście panicznemu strachowi, który tkwi w jej wnętrzu. Jako dziecko była terroryzowana i dlatego ma pełne prawo do krzyku. Integracja wymagałaby tutaj, aby kobieta zaakceptowała fakt, że wewnętrznie jest „wrzeszczącą wariatką”. Wcześniej doświadczyła przytłoczenia swym strachem i doprowadziło ją to do szaleństwa. Doszło do załamania. Kiedy już pojawiła się akceptacja, kobieta nie mogła dłużej być „kompletnie wykończona”. Mogła zachować swoją tożsamość jako osoba, która była sterroryzowana i doprowadzona do stanu „wrzeszczącej wariatki”. To z czego została wyprana było jej fałszywą tożsamością, czyli tożsamością osoby spokojnej i racjonalnej. Sztuczna tożsamość stanowiła zaprzeczenie jej prawdziwej istoty, co zwiększało wrażliwość na lęk przed załamaniem.
U przeciętnego pacjenta neurotycznego lęk przed załamaniem jest ukryty za pozornie pewnym i stabilnym ego. Gdyby zapytać takiego pacjenta, czy kiedykolwiek pomyślał, że może zwariować, najczęściej odpowie, że nie. Jednak odpowiedź ta jest zdemaskowana poprzez istnienie jego problemu. Każdy neurotyk tłumi uczucia, które mogłyby przytłoczyć ego, jeśliby narosły z pełną siłą. Mówiąc prościej, każdy pacjent może „oszaleć” i boi się, że „oszaleje”, jeśli w pełni „podda się” swoim uczuciom. Utrzymuje swoją poczytalność i poziom pobudzenia w granicach tolerancji. Staje na straży swoich uczuć, aby upewnić się, że te granice nie zostaną przekroczone. Opierając się na tych granicach, może być przekonanym, że nie odczuwa lęku przed szaleństwem. Jednak obecność ochrony zdradza leżący pod nią lęk. Osoba buduje system ochronny tylko, jeśli się boi.
Zachowanie zbyt racjonalne (względnie pozbawione uczucia) lub zbyt kontrolowane (brakuje mu spontaniczności) może przykrywać leżący pod spodem lęk przed szaleństwem. Osoba nie może w pełni i z lekkością poddać się swym uczuciom, tak więc jej bycie jest poważnie ograniczone. W tym wypadku można zachęcać osobę, by zachowywała się trochę jak szalona, czyli puściła kontrolę nad umysłem i straciła głowę.
Używam kilku prostych ćwiczeń, aby pomóc pacjentowi wejść w stan świadomości swego lęku. Muszą być dopasowane do pacjenta i jego aktualnej sytuacji. Na przykład dla pewnego mężczyzny, którego wzorzec napięcia mięśniowego wyrażał się w słowach „Zostawcie mnie w spokoju”, ćwiczenie obejmowało uderzanie nogami w łóżko, walenie pięściami oraz krzyczenie: „Zostawcie mnie w spokoju.”. Podczas tego ćwiczenia poprosiłem go również, aby wykrzykiwał słowa: „Doprowadzacie mnie do szaleństwa.”. Zrobił to, po czym powiedział: „Na Boga, to prawda. Strofowała mnie tak bardzo, że doprowadzała mnie tym do ostateczności.”. Kontynuował, opisując cechy matki, które wyjaśniały jego osobowość. „Była tak zdezorientowana, że nie wiedziałem, co jest prawdą. Nigdy nie mogłem do niej dotrzeć- logiką lub przez rozsądek. Uzbroiłem się przeciw jej szaleństwu i możliwości wystąpienia mojego szaleństwa.”. Kiedy zapytałem na czym prawdopodobnie mogło polegać jego szaleństwo, odrzekł: „Oszalałbym i zabiłbym ją; byłbym morderczo wściekły. Ale zawsze byłem pewien, że to nie przydarzy mi się nigdy.”. Później dodał ze smutkiem: „I wiem teraz, dlaczego nigdy nie pozwalam, by mój gniew wybuchł. Naprawdę boję się, że zwariuję.”.
Jeśli zgodzimy się z argumentem Winnicotta, to lęk przed załamaniem oznacza, że takie załamanie miało już miejsce w przeszłości. Mówiąc prościej, osoba zamyka drzwi od stajni po tym, jak ukradziono jej konia, a nie przed. Pozorny paradoks można wytłumaczyć faktem, że jeśli nie nastąpi żadna kradzież, nie pojawi się wtedy potrzeba ani nawet myśl o zamknięciu drzwi. Ludzie nie wznoszą obrony przeciwko niepojętemu niebezpieczeństwu. W przypadku pacjenta ważne jest, aby uświadomił on sobie, że załamanie miało miejsce, że jego obrona jest zaprzeczeniem tego faktu i środkiem bezpieczeństwa przeciwko przyszłym załamaniom. Jak widzieliśmy, obrona sama w sobie przygotowuje jednostkę na taką okoliczność.
Załamanie, które miało miejsce w przeszłości, zostało przezwyciężone wysiłkiem woli. Było doświadczone jako uczucie zdezorientowania, przytłoczenia oraz utraty granic. Osoba czuła, że rozpada się. Było to przerażające. Wzięła się w garść wysiłkiem woli i wciąż scala części siebie, broniąc się przeciwko obawie przed rozpadnięciem się na kawałki lub przed lękiem oraz byciem przytłoczenia przez życie. Wola działa poprzez mięśnie celowo, napinając te odpowiednie, by zapewnić konieczną kontrolę. Pacjent ten dodał jeszcze: „Zdaję sobie sprawę, że walczyłem, aby utrzymać głowę prosto. Dlatego moje mięśnie szyi są tak bardzo rozwinięte.”
Innym ćwiczeniem jest uderzanie głową o łóżko, wypowiadając słowa: „Nie wytrzymam tego. Doprowadzacie mnie do szaleństwa.” Lub: „Nie zniosę tego. Zwariuję.” Są to dość popularne wyrażenia, które można usłyszeć od przeciętnego człowieka. Według mnie, odzwierciedlają one świadomość symbolizowaną przez język. Każde uczucie, które jest zbyt intensywne, aby mógł go tolerować organizm, zagraża poczytalności pacjenta. Wychodząc poza granice umysłu, można doświadczyć bólu, lęku, cierpienia lub nawet pożądania. Gdy ego i jego granice zostają zniszczone, rezultatem jest dezorientacja, utrata panowania nad sobą oraz samokontroli. W miarę jak jednostka usiłuje stłumić uczucie w sobie, staje się to nie do wytrzymania. Musi dojść do uwolnienia, nawet kosztem chwilowej utraty przytomności umysłu. W tym momencie dzieci walą głową o ścianę. Jest to sposób na rozładowanie napięcia w tylnej części szyi. Gdy pacjenci wykonują to ćwiczenie, wyczuwają tam napięcie i stają się świadomi uczucia, które muszą znosić, mimo że sytuacja ta jest udręką. Niemożność jej zniesienia oznacza szaleństwo. Często pacjenta zaczyna rozumieć, co było tą udręką.
Pewien młody mężczyzna opisał to w następujący sposób: „Moja matka patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem, jakby oczekiwała, że ją ocalę. Jednocześnie było coś uwodzicielskiego w jej spojrzeniu. Czułem, że ocalenie jej oznacza kochanie się z nią. Byłem jednocześnie podniecony i przerażony. To była udręka. Nie odważyłem się na nią zareagować, ale nie mogłem też od niej uciec”. To prawie doprowadziło go do szaleństwa. Chcąc zapobiec temu załamaniu, stał się „martwy”. Jest on jednym z przypadków opisanych w poprzednim rozdziale.
Aby ukazać ten lęk występujący u pacjentów neurotycznych, często pytam ich, czy kiedykolwiek czuli lub myśleli, że zwariują. Niektórzy przywołują konkretną sytuację, jeśli lęk ten jest świadomy. Pewna kobieta opowiedziała o dwóch takich doświadczeniach. Drugie z nich zaszło, kiedy miała ona trzydzieści lat. Powiedziała: „Zakochałam się w księdzu. Uczucie podniecenia w moim ciele było niezwykle silne. Było to podniecenie seksualne i nie mogłam okazać go księdzu. Leżałam na łóżku i czułam, jak energia narasta tuż pod skórą i usiłuje się wydostać, a ja nie mogę jej uwolnić. Potem czułam strach i ogarniała mnie rozpacz. Myślałam, że się załamię nerwowo. Modliłam się do Boga o pomoc.”
Euforia i spłaszczanie życia, lęk przed seksem
„Nie każda aktywność seksualna prowadzi do rozładowania w postaci orgazmu. Jeśli tak jest, seks lub gra wstępna mogą być wciąż bardzo przyjemne. Jednak bez orgazmu osoba traci ekstatyczne uczucie radości, jakiego można doświadczyć właśnie poprzez seks. Ten kto poznał takie doświadczenie, wie czym jest życie, gdyż euforia wybucha i rozkwita w pełnej obfitości i splendorze, nadając życiu znaczenie. Eksplozja rozkwitu wiosny na polanie pełnej kwiatów jest magicznym aktem stworzenia, wprawiającym nas w zachwyt i budzącym podziw dla majestatu życia. To nie powolne przeobrażanie jest dla nas źródłem ekscytacji. Tajemnica tkwi w wybuchowej naturze tego fenomenu. W przypadku Van Gogha eksplozja miała miejsce nie tylko w naturze, ale również jego umyśle i obrazach.
Wiemy oczywiście, że wybuch życia poprzedzony jest długim okresem przygotowania. Dziecko „wystrzeliwuje” w świat, ale wcześniej powoli przygotowało się na to zdarzenie. Kwiat zdaje się otwierać w nocy, ale on również ma długą historię rozwoju. Wybuch jest zawsze procesem, w którym promień światła przebija się do miejsca wcześniej spowitego w ciemnościach i dlatego wydaje się być magiczny. Jest w tym jakiś rodzaj wyzwolenia, jakby siła pierwotnie zablokowana wydostawała się na wolność. Towarzyszy mu również element stworzenia, jakby nagle pojawił się nowy początek lub nowy stan istnienia.
Jednak takie właśnie jest życie- magiczne, twórcze, pełne radości i obfitości, i ten aspekt jego wybuchowości stara się stłumić nasza kultura. Chcemy poddać kontroli procesy życia, by ustrzec się zmiennych kolei losu, ochronić się przed chorobą i śmiercią, nie zdając sobie sprawy, że aby to osiągnąć, osoba musi przekształcić życie w mechaniczne działanie. W naszych wysiłkach zmierzających do unikania dolin i przepaści, musimy również wyrzec się szczytów. Musimy spłaszczyć życie, by biegło jak linia montażowa w fabryce. W żadnym punkcie nie może ona wybić się poza bariery, przerosnąć strażników lub zaskoczyć ich nowym wytworem. Rozmawiamy kreatywnie, ale całą energię poświęcamy raczej produktywnej pracy niż kreatywności. Wielbimy „robienie”, a nie „bycie”.
Spłaszczenie życia osiągane jest przez tłumienie seksualności. Oczywiście seks nie może być całkowicie stłumiony, ponieważ wstrzymałoby to zachowania reprodukcyjne. To, co jest tłumione, to impulsywny, wybuchowy, czarowny aspekt seksualności. W przeszłości osiągano to poprzez kodeks moralny, który ograniczał jej ekspresję. Ukrytym nakazem tego kodeksu było to, że osoba nie powinna w pełni poddać się popędowi seksualnemu. Takie nakazy, które ograniczają życie, są ignorowane, gdy je dostrzegamy, ale w efekcie prowadzą do zahamowania naturalnej i spontanicznej ekspresji uczuć seksualnych. Dziś, w dużym stopniu, odrzuciliśmy ten kodeks, usuwając wszelkie granice w wyrażaniu seksualności, jednak zrobiliśmy to w taki sposób, by uczynić życie jeszcze bardziej płaskim. Wykorzystując seks do celów komercyjnych, pokazując go w wulgarny, pornograficzny sposób, rzucając chłodne światło wiedzy naukowej na jego tajemnice, zapobiegamy budowaniu się podniecenia, poprzez które może pojawić się jakakolwiek wybuch lub eksplozja. W naszych czasach seks stał się produkcją, a nie tworzeniem.
Seks jest najbardziej intensywnym przejawem życia. Kontrolując seks, osoba kontroluje życie. Nie chcemy powstrzymać procesu życia. To, czego chcemy, to potrzeba, by płynęło ono gładko, w ustalony i regularny sposób- przewidywalny jak maszyna. Boimy się kipiącej, wzburzonej jakości. Boimy się, że jeśli wybuchnie, możemy przestać istnieć. Jeśli wzniesie się jak fontanna, to runie w dół jak kaskada. Możemy bawić się seksem w najbardziej zmysłowy sposób, ale śmiertelnie boimy się wybuchu radości i ekstazy podczas orgazmu. Reich nazwał to „lękiem przed orgazmem”. Według niego, i mnie również, leży on u podstawy zachowań neurotycznych.
Bliskie powiązania seksu i śmierci są dobrze znane. Francuzi nazywają orgazm la petite mort: mała śmierć. Ego jest wyłączone podczas pełnego orgazmu, a zatem jest on doświadczany przez ego jako mała śmierć. W książce Miłość i orgazm napisałem: „Intymny, psychiczny związek pomiędzy orgazmem a śmiercią jest symbolizowany przez koło lub grotę, która symbolizuje zarówno łono, jak i grób. Lęk przed orgazmem, czyli lęk przed unicestwieniem ego obezwładniający jednostkę neurotyczną w momencie nadchodzenia pełnego szczytowania podczas seksu, jest postrzegany jako lęk przed śmiercią.”
Większość z nas nie doświadcza lęku przed śmiercią w czasie zbliżania się do orgazmu, ponieważ nieświadomie powstrzymujemy rozładowanie, pozwalając tylko na zajście częściowego wyzwolenia. Tak więc nie umieramy, ale też nie rodzimy się na nowo. Pełne rozładowanie podczas orgazmu blokują napięcia w miednicy. Powiązałem te napięcia z lękiem przed kastracją, który jest również blisko związany z pojęciem śmierci. Ten związek ukazuje następująca relacja jednego z moich pacjentów, którego nazwę Mike. Powiedział mi: „Na ostatniej sesji pracowałeś nad moją miednicą, a ja czułem, jakby dół ciała odpadł od reszty. To było tak, jakby uszła ze mnie energia. Spłynęła ze mnie i czułem się, jakbym umarł, to była mała śmierć. Potem zaatakował mnie jakiś wirus i czułem się tak słaby jak nigdy. Nie odczuwałem żadnego podniecenia seksualnego. Przeraziłem się, że już nie dojdę do siebie i że umrę, że odpłynę w otchłań. Poczułem się bardzo przygnębiony. Trwało to trzy tygodnie. Moja energia powracała bardzo powoli.”.
To doświadczenie uświadomiło mu, że śmierć była w jakiś sposób powiązana z jego lękami seksualnymi. Powiedział: „Mam podkrążone oczy od okresu dojrzewania. Na zdjęciach wyglądam jak szczęśliwe dziecko. Dojrzewanie było moim najgorszym okresem w życiu. Wtedy byłem wyczerpany, przygnębiony i miałem myśli samobójcze. Czułem się zagubiony. Zawsze szukałem dziewczyny, która by mnie ocaliła, która by mnie pokochała, która sprawiłaby, że poczułbym, że żyję.”.
Z kolejnych materiałów jakie dostarczył Mike wiedziałem, że życie było dla niego tożsame z podnieceniem seksualnym. Jest to powszechnie występujące porównanie, ponieważ większość ludzi intensywnie odczuwa swą żywotność, gdy są podnieceni seksualnie. Z tego powodu rozładowanie podniecenia może być odczuwane jako umieranie. Byłoby to prawdą, jeśli osobie nie udałoby się osiągnąć wybuchowego szczytowania i w zamian odczuwałby jak odpływ podniecenia. I może to mieć miejsce, gdy osoba boi się rozładowania orgastycznego i tuż przed orgazmem „odpływa”. Z drugiej strony orgazm pozostawia w osobie uczucie satysfakcji i poczucia bycia spełnionym (pełnym, nie pustym).”
Osoba seksualna
„Według mnie, osoba seksualna to taka, która jest świadoma swej seksualności i się jej nie wstydzi. Ma silne poczucie bycia mężczyzną lub kobietą, ponieważ płeć odnosi się do różnic między mężczyzną a kobietą. Osoba seksualna nie ma potrzeby przesadnie podkreślać tych różnic lub im zaprzeczać. Mówiąc prościej, osoba seksualna jest dumna ze swej płci.
Seksualność idzie też w parze z dumą z własnego ciała oraz swej zwierzęcej natury. Naturalne funkcje ciała nie są źródłem wstydu czy zakłopotania. Osoba dobrze czuje się w swoim ciele i się z nim identyfikuje. Na przykład seksualna osoba akceptuje swoje uczucia jako naturalne i właściwe. Gdy się zmęczy, akceptuje ten stan. Brak identyfikacji z ciałem sygnalizują uwagi typu: „Nie wiem, dlaczego czuje się taki zmęczony” lub „Nie powinienem być taki zmęczony”. Dotyczy to również uczuć seksualnych. Osoba seksualna akceptuje reakcje ciała jako wskaźnik uczucia lub jego brak. Jednostka neurotyczna, która jest zorientowana na osiągnięcia, postrzega brak podniecenia genitalnego jako oznakę porażki i nie może zaakceptować, że ciało zawsze jest wyrazem self.
Identyfikacja z ciałem oznacza, że osoba żyje, szanując je. Nie niszczy go zażywając narkotyki, pijąc alkohol, objadając się, prowadząc siedzący tryb życia czy przepracowując się itd. A także ubiera się w taki sposób, by jej ciało było bardziej atrakcyjne. Osoba może dostrzec, że jest czymś więcej niż ciałem, zwierzęciem, więcej niż istotą seksualną. Jednak ciało, zwierzęcość i seksualność są fundamentami, na których umysł i ego budują wszystkie swoje roszczenia. Bez tej bazy ego jest tylko chmurą na niebie lub obrazem z dymu. W pewnym sensie kultura rzeczywiście powstaje z sublimacji seksualności, ale bez seksualności w ogóle nie byłoby kultury. Bez uczucia seksualności w ciele nie byłoby tańca, muzyki ani poezji. A seksualność, która ogranicza się do podniecenia genitalnego, może stworzyć jedynie pornografię.”
Udawanie, role w walce o miłość
„W naszej kulturze niewielu ludzi ma odwagę być sobą. Większość odgrywa role, zakłada maski lub buduje fasady. Nie wierzą, że ich prawdziwe „ja” może zostać zaakceptowane. W każdym razie przez rodziców akceptowane nie było. „Nie patrz takim smutnym wzrokiem”, mówi matka. „Nikt Cię nie pokocha. Uśmiechnij się”. I tak dziecko zakłada maskę uśmiechu, aby być kochanym. „Wyprostuj plecy, wypchnij pierś”, ojciec mówi do syna, który kontynuuje przyjmowanie tej fasady męskości. Role i „granie” zwykle rozwijają się w bardziej subtelny sposób, jako odpowiedź na niewypowiedziane oczekiwania i naciski rodziców. Maski, fasady i role stają się częścią struktury ciała, ponieważ dziecko wierzy, że taka poza sprawi, by rodzice pokochali go i zaakceptowali. Nasze ciała są formowane przez siły społeczne w rodzinie, kształtujące nasz charakter i determinujące nasz los. Musimy starać się dogodzić innym, by zyskać akceptację i miłość.
Wtedy nie zdało to egzaminu i teraz również się nie uda. Miłości nie można wygrać lub kupić, gdyż jest ona spontaniczną ekspresją uczucia i ciepła w odpowiedzi na obecność drugiej osoby. To „kocham Cię”, a nie „kocham to, co robisz”. Miłość zakłada akceptacje, której odmawiano dziecku. Gdy porzucimy nasze prawdziwe „ja” i zaczniemy grać rolę, naszym przeznaczeniem stanie się odrzucenie, ponieważ już wcześniej odrzuciliśmy siebie. Mimo to będziemy walczyć o ulepszenie roli w nadziei na przezwyciężenie losu, lecz w efekcie tylko go bardziej uprawomocnimy. Zostajemy złapani w błędnym kole, które ciągle zamyka się, pogarszając naszą jakość życia i „bycia”.
Dlaczego nie porzucimy naszej roli, nie przestaniemy grać, nie odrzucimy fasady czy nie zdejmiemy maski? Odpowiedź brzmi: nie jesteśmy w pełni świadomi, że nasz wygląd i zachowania nie są w pełni szczere. Maska czy fasada stały się częścią naszego istnienia. Rola przekształciła się naszą drugą naturę i zapomnieliśmy, jaką była ta pierwotna. Staliśmy się tak silnie zidentyfikowani z rolami i grą, że nie jesteśmy już w stanie wyobrazić sobie, iż może być inaczej.
Zazwyczaj osoba przychodzi na terapię z powodu pewnego zakłócenia w równowadze osobowości lub zachowania, na przykład depresji, lęku lub frustracji. Pragnie pozbyć się zakłócającego symptomu. Nie chce radykalnej zmiany, czyli zmiany charakteru. Prawdopodobnie nie widzi takiej konieczności. Wyczuwa, że nie osiąga sukcesu, i chce nauczyć się, jak sprawić, by zaczął dobrze działać. Szeroki wachlarz książek psychologicznych dostępnych na rynku, które opisują i uczą „Jak to zrobić”, są odzwierciedleniem tej potrzeby. Dostarczają odpowiedzi na pytania, jak zdobyć przyjaciół, wpływać na ludzi, być pewnym siebie, czy bardziej aktywnym seksualnie itp. Pozornie książki te mogą być dla niektórych osób pomocne. Jednak nie dotykają one sedna problemu, który zabrania osobie odczucia spełnienia, spokoju i radości życia. Problemem jest lęk przed byciem sobą: lęk, że prawdziwe „ja” jest pełne skaz, nieadekwatne i nie do przyjęcia. Lęk ten zmusza osobę do ukrycia swoich prawdziwych uczuć, maskowania naturalnej ekspresji i zaakceptowania roli, jakiej się od niej wymaga. Większość ludzi zgadza się z poglądem, że życie jest grą i aby osiągnąć sukces, trzeba się jej nauczyć. Z tym nastawieniem jesteśmy przygotowani do zmiany ról. Nie jesteśmy gotowi na porzucenie roli i bycie w pełni sobą. Wydaje się to zbyt przerażające z powodów, które omówione zostaną w kolejnym rozdziale. Jeśli jednak człowiek nie stawi czoła swemu charakterowi i losu, jaki on determinuje, nie będzie mógł go uniknąć.
Pierwszym krokiem w terapii jest więc odkrycie roli, jaką osoba gra w życiu. Możemy powiedzieć, że terapia zaczyna się od analizy charakteru jednostki. Dopóki nie zostanie to zbadane, nie można przebić się przez fasadę i dotrzeć do prawdziwej osoby. Jednak, jest to tylko pierwszy krok. Osoba musi też zrozumieć, dlaczego przyjęła taką rolę w przeszłości i jakie funkcje spełnia ona dzisiaj. Relacja roli do seksualności i jej związek z problemem edypalnym również powinny zostać wyjaśnione. Jedną z funkcji roli czy maski jest ukrycie przed sobą tych aspektów osobowości, które są zbyt bolesne lub przerażające, by stawić im czoła. Osoba z maską uśmiechu nie chce poczuć smutku, który jest poza jej polem widzenia. Mężna osoba nie chce czuć swego strachu. Oczywiście, nieakceptowane aspekty czyjejś osobowości nie znikają tylko dlatego, że nie są uświadomione. Ukryte w głębi osobowości, wpływają na nasze zachowania i dyktują nasz los.
Kolejną stroną tego problemu jest ilość energii, jaką zużywa się w odgrywaniu ról czy utrzymywaniu fałszywego obrazu siebie. Tak wiele energii pochłania nam podtrzymanie roli czy fasady, że niewiele zostaje jej na przyjemność lub kreatywność. Wyobraź sobie aktora, który nieustannie gra rolę na scenie i poza nią, a uświadomisz sobie, jak wiele potrzeba do tego energii. „Bycie” to łatwy proces, ponieważ jest spontaniczny i naturalny. Dlatego dzieci potrafią być tak kreatywne. Jednak większość ludzi nie odczuwa tego wyczerpania energii. Odczuwają tylko przewlekłe zmęczenie, poirytowanie i frustrację. Gdy ktoś odgrywa rolę, zawsze popada w depresję.
Ponieważ rola jest ukonstytuowana w ciele, można odgadnąć, jaką rolę odgrywa osoba czy jaki obraz stara się wytworzyć z ekspresji jej ciała. Na niedawnym warsztacie bioenergetycznym, przed grupą stanął młody mężczyzna o tak sztywnej i nieruchomej postawie ciała, że wyglądał jak ołowiany żołnierzyk. Takie było moje pierwsze wrażenie. Twarz tego człowieka była nieruchoma- jak przystało na żołnierza na kostiumowej defiladzie. Ale ten młody mężczyzna nie był świadomy wrażenia, jakie wywierał. Według niego wszystko było w porządku .”
Dysproporcja między dwoma połówkami ciała, martwe biodra
„Problem Ruth łatwo można było odczytać z jej ciała. Górna część ciała była smukła i dobrze ukształtowana; wyglądała bardzo dziewczęco. Patrząc na tę część ciała, można by pomyśleć, że ma około 26 lat, choć kobieta była znacznie starsza. Biodra i uda były natomiast nieproporcjonalnie duże i ciężkie, sugerując raczej wygląd dojrzałej kobiety. Skóra w tej okolicy była grubsza niż w innych miejscach ciała. Jednak od kolan w dół jej nogi były ładnie ukształtowane. Miednica wyglądała na obumarłą, czyli nie było w niej zbyt dużo życia. Jej ruchomość była bardzo ograniczona. Kobieta nie oddychała brzuchem. Martwota ciała widoczna była również w wyrazie twarzy, która przypominała maskę, oraz w mechanicznym uśmiechu. Ta „nieżywotność” twarzy i miednicy były powodami braku uczucia, na który Ruth narzekała.
Struktura ciała osoby mówi nam sporo o jego historii, jeśli interpretujemy ją bioenergetycznie. Każde doświadczenie zostawia ślad w ciele. Szczególnie ważne doświadczenia kształtują ciało, tak samo jak osobowość. Terapeuta bioenergetyczny, który jest doświadczony w czytaniu mowy ciała, może z dużą dozą prawdopodobieństwa interpretować te doświadczenia. Często te przypuszczenia są potwierdzane przez pacjenta, kiedy odczuwa on konflikty przejawiające się w przewlekłych napięciach mięśniowych.
Wskazany rozdźwięk pomiędzy połowami ciała Ruth, odzwierciedlał rozdwojenie osobowości. W górnej części ciała kobieta była młodą dziewczyną pozornie i niewinnie nieświadomą prawdziwego życia. Niewinność ta nie była jednak prawdą, co zdradzała sztuczna ekspresja twarzy, przypominając mi Sfinksa, i podpowiadała, że wie ona więcej, niż mówi. Dolna część ciała opowiadała inną historię: historię osoby, która miała mnóstwo doświadczeń z pobudzeniem i frustracją w sferze seksualnej.
Z punktu widzenia Bioenergetyki, ciężkie, „martwe” i nieproporcjonalnie duże biodra oraz uda są rezultatem stagnacji energii i podniecenia seksualnego. Stagnacja ma miejsce, gdy ciało, które jest mocno pobudzone i naładowane silnymi uczuciami, zostaje unieruchomione, by powstrzymać to uczucie. Rozładowanie nie jest tu możliwe. Jeśli zdarza się to okazjonalnie, jest to bolesne, ale nie ma wpływu na strukturę ciała. Stała ekspozycja dziecka na stymulację seksualną w okolicznościach, które uniemożliwiają rozładowanie podniecenia i wywołują w dziecku poczucie winy za swoje seksualne uczucia, może przyczynić się do nadmiernego powiększenia okolic miednicy. Ból jest ciągły i nie do zniesienia, dlatego wszystkie uczucia związane z tą okolicą muszą zostać stłumione. Dzieje się tak poprzez rozwój silnych napięć mięśniowych wokół miednicy.
Ruth nie miała kontaktu z miednicą. Nie odczuwała jej ani swojego wnętrza. Ruchy oddechowe nie dochodziły do podbrzusza. Kobieta żyła od pasa w górę.
Interpretacja dynamiki jej ciała sugeruje, że pacjentka we wczesnym okresie życia doświadczała ciągłego podniecenia seksualnego, prawdopodobnie pochodzącego od ojca. Ona oczywiście odpowiadała na nie uczuciami seksualnymi, tak jak robi to każda dziewczynka w okresie edypalnym. Jednocześnie nie zezwalano jej na jakąkolwiek ekspresję swojej seksualności i zmuszono ją, by się od niej „odcięła”. Mechanizm, który rozwinęła w tym celu, był oczywisty - napięcie mięśniowe w talii i przeponie, które blokowało przepływ podniecenia do brzucha. Nawet takie reakcje emocjonalne jak płacz czy śmiech z jednoczesnym poruszaniem się mięśni brzucha były w tym przypadku niemożliwe. Nieruchomość miednicy uniemożliwiała narastanie jakiegokolwiek głębokiego pobudzenia seksualnego. Możemy przypuszczać, że okres edypalny zakończył się dla Ruth w tak bolesny sposób, że musiała wyprzeć wspomnienie tego wydarzenia, aby uniknąć bólu. Lęk przed matką był tak wielki, że musiała stłumić wszelkie uczucia seksualne.”
Walka ze sobą i naturalne uzdrawianie
„Walka przeciw swemu losowi tylko bardziej zapędza człowieka w kozi róg. Podobnie jak zwierzę złapane w sieć: im bardziej walczy, tym mocniej zaplątuje się w pęta. Czy to oznacza, że jesteśmy skazani na porażkę? Tak, ale tylko jeśli walczymy ze sobą. W terapii główny nacisk kładziemy na to, aby pomóc osobie przestać walczyć ze sobą. Ta walka jest autodestrukcyjna, wyczerpie tylko energię jednostki. Wiele osób pragnie zmiany. Jest ona możliwa, lecz trzeba zacząć się od akceptacji siebie. Zmiana jest częścią naturalnego porządku. Życie nie jest statyczne: nieustannie wznosi się i opada. Człowiek nie musi nic robić, by rosnąć. Rozwój dokonuje się naturalnie i spontanicznie, o ile dostępna jest energia. Gdy zużywamy naszą energię, by walczyć ze swoim charakterem (losem), nie zostawiamy sobie siły na rozwój i naturalny proces leczenia. Zawsze, kiedy pacjent zaakceptował siebie, dokonywała się istotna zmiana w jego uczuciach, zachowaniach oraz osobowości.
Naturalne uzdrawianie jest obecne w strukturze i funkcji żywego organizmu. Skaleczony palec zagoi się, złamana kość zrośnie, a zakażenie samoistnie ustąpi. Ciało nie jest bańką mydlaną, która, jeśli pęknie, nie może być ponownie złożona w całość. Z pewnymi ograniczeniami los ciała zakłada odnawianie swojej jedności i utrzymywanie swych funkcji mimo zewnętrznych urazów. To odnosi się również do traum emocjonalnych i ran zadanych nam w dzieciństwie. Dlaczego neuroza nie leczy się spontanicznie, tak jak każdej innej choroby? Odpowiedź brzmi: ponieważ neurotyk zakłóca swój proces zdrowienia. Nieustannie rozdrapuje rany. Poprzez obronę lub opór nieustannie ożywia ranę. To właśnie oznacza bycie neurotykiem i tłumaczy, dlaczego można zdefiniować neurozę jako walkę przeciw losowi.
Takie ujmowanie losu nigdy nie było dalekie od poglądów Freuda. O niektórych ludziach wyrażał się, że „wrażenie jakie wywołują, jest takie, jakby ścigał ich jakiś złośliwy los lub jakby opętała ich jakaś zewnętrzna moc, ale psychoanalitycy zawsze utrzymywali, że los ten jest głównie ustalony przez nich i zdeterminowany przez wczesnodziecięce doświadczenia.” Freud zilustrował to zjawisko, opisując przypadek dobroczyńcy, którego niezmiennie opuszczają protegowani, „więc wydaje się skazany na smak goryczy niewdzięczności”; mężczyzny, którego przyjaciele ciągle zdradzają; oraz kochanka, którego wszystkie romanse kończą się w ten sam sposób. Wspomina nawet przypadek kobiety, która miała trzech mężów i każdym z nich opiekowała się na łożu śmierci.
Freud uważał, że takie obserwacje wskazują na istnienie „kompulsji powtarzania czegoś bardziej prymitywnego, bardziej podstawowego, bardziej instynktownego niż zasada przyjemności.” Freud nazywał to „instynktem śmierci”, w którym widział „kompulsję konieczną w organicznym życiu, aby odnawiać wcześniejszy stan rzeczy.” Los i instynkt mają dużo cech wspólnych. Oba mogą być opisane jako ślepe siły obecne w porządku świata. Oba mają znamiona przewidywalności. Oba są wbudowane w ciało, genetycznie lub też charakterologicznie. Jednak istnieje między nimi ważna różnica. Instynkt opisuje działanie siły, która wspiera proces życiowy. Jest aktywną zasadą. Mówimy, na przykład o instynkcie przetrwania. Z kolei los jest zasadą pasywną. Opisuje faktyczne rzeczy”
Zaprzeczanie, wola nie zmienią uczuć tylko zepchną do podświadomości
„Czy wszyscy jednak nie staramy się pokonywać własnych słabości, lęków i poczucia winy? Usiłujemy usunąć nasze wewnętrzne blokady, które przeszkadzają nam w realizacji marzeń. Mówimy „chcieć to móc”. Z wystarczającą siłą woli człowiek może dokonać niemal cudów. Wola jednak działa w „robieniu” i „osiąganiu”, ale jest zupełnie bezsilna w zmianie wewnętrznego stanu ducha. Nasze uczucia nie podlegają woli. Nie zmienimy ich przez świadome działania, możemy tylko je wyprzeć. Wyparcie jednak nie sprawia, że uczucia znikają, spycha je tylko głębiej w nieświadomość. Należy udać się na terapię, aby można było pracować z konfliktami w sferze świadomości. Pacjentowi opisanemu powyżej należało uświadomić, że bał się powiedzieć ojcu: „Nie chcę rywalizować. Nie chcę być, kim chcesz, żebym był.” Tłumiąc ten bunt, nie ma on nic do powiedzenia.
Uważam, że człowiek nie może przezwyciężyć problemu, który jest częścią jego osobowości, ponieważ jej części przerastają własne niezintegrowane ego. Zwraca się przeciw ciału i jego uczuciom. Zamiast harmonii pomiędzy tymi dwoma przeciwnymi aspektami natury ludzkiej tworzy się konflikt wyniszczający człowieka. Dzieje się tak u wszystkich neurotyków. Skazują oni siebie na los, którego chcą uniknąć. Alternatywna, zdrowa droga przebiega przez zrozumienie i prowadzi do akceptacji siebie, ekspresji „ja” i opanowania.
Istnieją więc dwie drogi programowania własnego losu. Pierwsza biegnie przez postawę i zachowanie, czyli swoim charakterem wywołujemy reakcje u innych. Jeśli z lęku przed odrzuceniem trzymamy się na uboczu, nie powinno nas dziwić, że inni też zachowują dystans. Gdy ktoś jest podejrzliwy czy nieufny, nastawia innych przeciw sobie i doświadcza ich wrogości. Drugą drogą jest tłamszenie w sobie losu, którego się obawiamy. Tworzymy własną pustkę wewnętrzną, wypierając się własnych uczuć. Wpędzamy się w błędne koło tworząc napięcia w reakcji na opór przed poddaniem się lękowi i wpadnięciu w tę pułapkę. Jednak obie drogi nie są od siebie niezależne. Osoba, która czuje pustkę wewnętrzną, wiedzie życie pozbawione głębszego sensu, jeśli chodzi o związki i zaangażowanie. Osoba, która czuje się uwięziona w sobie i w sytuacjach życiowych również doświadcza zniewolenia. Zewnętrzna sytuacja jednostki musi zgadzać się z jej wewnętrznym stanem ducha. Kwadratowy kołek nie pasuje do okrągłego otworu. Ogólnie rzecz biorąc, każda osoba znajduje niszę w świecie, właściwą dla siebie. Oczywiście, choć może to się wydać sprzecznością, zewnętrzna sytuacja wpływa na sytuację wewnętrzną. Poprzez wpływ na rodzinę kultura kształtuje charakter dzieci. Jeśli żyjemy w wyobcowanym świecie, stajemy się odizolowani od siebie i swojego ciała.”
Walka ego i zwierzęcej natury – ciała
„Po pierwsze, analiza bioenergetyczna jest systematycznym ujęciem struktury charakteru zarówno na poziomie psychicznym, jak i somatycznym. Pozwala to na odczytanie struktury charakteru oraz emocjonalnych problemów osoby z ekspresji jej ciała. Umożliwia również wyobrażenie sobie historii tej osoby, ponieważ jej doświadczenia życiowe są zapisane w ciele. Informacja uzyskana z takiego odczytu mowy ciała stanowi integralną część procesu analitycznego.
Po drugie, poprzez koncepcję uziemienia analiza bioenergetyczna dostarcza lepszego zrozumienia procesów energetycznych zachodzących w ciele, jako że wpływają one na osobowość. Uziemienie odnosi się do energetycznego połączenia między stopami osoby a ziemią lub podłożem. Odzwierciedla ono ilość energii bądź uczuć dopuszczanych przez osobę do dolnej części swojego ciała. Dotyczy ono związku osoby z ziemią, na której stoi. Czy stąpa mocno po ziemi, czy ucieka w świat fantazji? W jaki sposób stoi? To, czy osoba ma poczucie bezpieczeństwa i niezależności, jest ściśle związane z funkcją nóg i stóp. Oba te uczucia mają silny wpływ na seksualność.
Po trzecie, analiza bioenergetyczna stosuje liczne aktywne techniki pracy z ciałem oraz ćwiczenia fizyczne, aby pomóc osobie wzmocnić prawidłową postawę ciała, podwyższyć poziom energii, zwiększyć oraz pogłębić samoświadomość, a w efekcie również ekspresję „ja”. W analizie bioenergetycznej praca z ciałem jest skoordynowana z procesem analizy pacjenta, czyniąc tę terapeutyczną modalność podejściem łączącym terapię ciała i umysłu w leczeniu problemów emocjonalnych.
Przez ponad trzydzieści lat byłem praktykującym terapeutą. W mojej pracy koncentrowałem się na tym, aby pomóc pacjentom zyskać więcej radości i szczęścia w życiu. To dążenie wymagało wkładania ciągłego wysiłku w zrozumienie neurotycznego charakteru współczesnego człowieka, zarówno z perspektywy kulturowej, jak i indywidualnej. Zawsze stawiałem i stawiam do tej pory nacisk na jednostkę walczącą o odnalezienie sensu i satysfakcji w swoim życiu. Innymi słowy, kładę nacisk na t, jak walczy ona przeciw swojemu losowi. Jednakże tłem tej walki jest sytuacja kulturowa. Bez wiedzy o procesach kulturowych nie jesteśmy w stanie pojąć głębi problemu.
Procesem kulturowym, który dał początek współczesnemu społeczeństwu oraz współczesnemu człowiekowi, był rozwój ego. Ten rozwój jest związany z przyswajaniem wiedzy oraz zyskaniem władzy nad naturą. Człowiek jest częścią natury i - jak każde inne zwierzę - w pełni podlega jej prawom. Jednak stoi on również ponad naturą, walcząc z nią oraz ją kontrolując. Człowiek to samo czyni ze sobą. Część jego osobowości - ego obraca się przeciw części zwierzęcej - ciału. Przeciwstawienie ego i ciała powoduje powstanie dynamicznego napięcia, które wyzwala rozwój kultury, ale również zawiera w sobie potencjał destrukcyjny. Najlepiej obrazuje to analogia łuku i strzały. Im mocniej naciągniesz cięciwę łuku, tym dalej poleci strzała. Jednak jeśli naciągniesz ją zbyt mocno, łuk się złamie. Kiedy ego i ciało się rozdzielają do punktu, w którym nie ma między nimi kontaktu, rezultatem jest załamanie nerwowe. Uważam, że osiągnęliśmy w naszej kulturze ten punkt krytyczny. Załamania nerwowe są powszechne, jednak lęk przed załamaniem jest nawet większy, zarówno na osobistym, jak i społecznym poziomie.
Należy postawić sobie pytanie, jaki jest los współczesnego człowieka? Jeśli historia Edypa może posłużyć jako proroctwo, będzie to zapowiedź osiągania sukcesu i zdobywania władzy tylko po to, aby przekonać się, że jej świat danej jednostki zawalił się lub rozpada się na kawałki. Jeśli miarą sukcesu są dobra materialne, jak to ma miejsce w zindustrializowanych społeczeństwach, a miarą władzy jest zdolność do robienia i działania (maszyny i energia), to większość ludzi zachodniego świata ma i sukces i władzę. Ich świat rozpada się poprzez znaczne zubożenie wewnętrznego lub emocjonalnego życia. Całkowite poświęcenie się osiąganiu sukcesu i zdobywaniu władzy sprawia, że ludziom pozostaje niewiele powodów, dla których warto żyć. Stają się tułaczami na ziemi, pozbawionymi korzeni istotami, które nie mogą odnaleźć spokoju w żadnym miejscu – tak jak Edyp. Każda jednostka czuje się, w jakimś stopniu, oddzielona od swoich braci. Każdy również nosi w sobie głębokie poczucie winy, którego nie rozumie. Takie są warunki obecnej egzystencji.
Wyzwaniem współczesnego człowieka jest pogodzenie przeciwstawnych aspektów osobowości. Na poziomie ciała jest on zwierzęciem, a na poziomie ego byłby bogiem. Losem zwierzęcia jest śmierć, której ego w swoich ‘boskich’ aspiracjach próbuje uniknąć. Jednak próby uniknięcia swojego losu gotują ludziom los o wiele gorszy, jakim jest życie w lęku przed śmiercią.
Ludzkie życie pełne jest sprzeczności. Dostrzeżenie ich i zaakceptowanie stanowi oznakę mądrości. Może się wydawać sprzecznością, że akceptowanie swego losu prowadzi do jego zmiany, lecz tak właśnie jest.
W momencie, w którym człowiek przestaje walczyć przeciw swojemu losowi, neuroza (konflikt wewnętrzny) zanika i rodzi sią spokój umysłu. Rezultatem jest odmienna postawa życiowa (brak lęku przed życiem), wyrażona poprzez inny charakter oraz wiążąca się z innym losem. Taka osoba pozna uczucie spełnienia w życiu. Tak właśnie kończy się historia Edypa: postaci, której imię utożsamia kluczowy problem w osobowości współczesnego człowieka.”
Współczesne życie i standardowa neuroza
„Neuroza nie jest zwykle definiowana jako lęk przed życiem, lecz tym właśnie jest. Osoba neurotyczna boi się otworzyć swoje serce na miłość, zrobić pierwszy krok, zaatakować, boi się być w pełni sobą. Obawy te można wytłumaczyć psychologicznie. Otwarcie serca sprawia, że osoba staje się wrażliwą na zranienie. Zrobienie pierwszego kroku naraża na bycie odrzuconym, zaatakowanie - na bycie zniszczonym. Jednak istnieje jeszcze inny aspekt tego problemu. Więcej życia lub uczuć niż poziom, do którego jednostka jest przyzwyczajona, wywołuje w niej lęk, ponieważ grozi przytłoczeniem ego, rozmyciem granic „ja” oraz podkopaniem fundamentów tożsamości osoby.
Bycie witalną i mającą więcej uczuć osobą wywołuje strach. Pracowałem kiedyś z młodym mężczyzną, który miał bardzo „nieżywe” ciało. Było ono napięte i skurczone; miał oczy bez wyrazu, skórę o ziemistym odcieniu i płytki oddech. Dzięki pogłębieniu oddychania i ćwiczeniom terapeutycznym, jego ciało stało się pełniejsze życia. Oczy nabrały blasku, kolor skóry się poprawił, czuł mrowienie w różnych częściach ciała, a jego nogi zaczęły drżeć. Jednak właśnie wtedy powiedział „Człowieku, za dużo życia. Nie wytrzymam tego.”
Wierzę, że do pewnego stopnia wszyscy jesteśmy w podobnej sytuacji jak tamten młody mężczyzna. Pragniemy być pełniejsi życia i czuć więcej, ale też obawiamy się tego. Nasz lęk przed życiem przejawia się w nieustannym pośpiechu, by nie czuć, iść przez życie w biegu, nie wejrzeć w siebie, wprowadzić w stan upojenia alkoholem lub odurzenia narkotykami, tak aby tylko nie poczuć swej istoty. Boimy się życia, dlatego chcemy je kontrolować albo nim zawładnąć. Wierzymy, że poddanie się emocjom jest złe lub niebezpieczne. Podziwiamy osobę, która jest opanowana i nie okazuje uczuć. Naszym bohaterem jest James Bond- tajny agent 007. W naszej kulturze podkreśla się wartość działania i osiągnięć. Współczesna jednostka jest skupiona na osiąganiu sukcesu, nie na byciu człowiekiem. Zgodnie z tym, należy do „pokolenia czynu”, którego mottem jest robić więcej i odczuwać mniej. Takie nastawienie charakteryzuje dużą część współczesnej seksualności: więcej akcji, ale mniej namiętności.
Bez względu na to jak, dużo osiągamy, ponosimy porażkę jako ludzie. Wierzę, że wielu z nas wyczuwa tę porażkę w sobie. Mamy mglistą świadomość bólu, udręki i rozpaczy, która leży tuż pod powierzchnią, ale decydujemy się przezwyciężać słabości, lekceważyć obawy, pokonywać lęki. Dlatego właśnie książki o samorozwoju czy poradniki są obecnie tak popularne. Niestety, wysiłki te są z góry skazane na porażkę. Bycie osobą nie jest czymś, co można „zrobić”. To nie przedstawienie. Być może koniczne okaże się zatrzymanie szalonego pędu życia, znalezienie czasu na zaczerpnięcie oddechu i odczuwanie. Podczas tego procesu możemy poczuć swój ból, ale jeśli będziemy mieli odwagę go zaakceptować, to doznamy również prawdziwej przyjemności. Jeśli potrafimy stawić czoła wewnętrznej pustce, odnajdziemy spełnienie. Jeśli doświadczymy własnej rozpaczy, odkryjemy też radość. W tym terapeutycznym odkrywaniu siebie możemy jednak potrzebować pomocy.
Czy przeznaczeniem współczesnego człowieka jest bycie neurotykiem, który boi się życia? Moja odpowiedź brzmi: „Tak, jeśli zdefiniujemy współczesnego człowieka jako członka kultury, której głównymi wartościami są władza i rozwój”. Te wartości charakteryzują zachodnią kulturę XX wieku, tak więc każdy, kto w niej dorasta, jest neurotykiem.
Osoba neurotyczna jest w konflikcie z samym sobą. Cześć jej „ja” usiłuje pokonać drugą część siebie. Próbuje opanować ciało, racjonalny umysł, przejąć kontrolę nad uczuciami, wolą, przezwyciężyć obawy i niepokój. Mimo że konflikt ten jest w dużej mierze nieuświadomiony, prowadzi do wyczerpania energii osoby i zniszczenia jej spokoju wewnętrznego. Neuroza to konflikt wewnętrzny. Charakter neurotyczny przybiera różne postacie, wszystkie jednak zawierają wewnętrzną walkę jednostki pomiędzy tym, kim jest i tym, kim wierzy, że być powinna. Każda osoba neurotyczna wpada w taką pułapkę.
Jak rodzi się ten stan wewnętrznego konfliktu? Dlaczego losem współczesnego człowieka musi być cierpienie z powodu tych konfliktów? W przypadku jednostki neuroza powstaje w kontekście sytuacji rodzinnej. Jednak sytuacja rodzinna stanowi odzwierciedlenie kultury, ponieważ rodzina podlega wpływom wszystkich sił w społeczeństwie, którego jest częścią. Aby zrozumieć egzystencjalne warunki współczesnego człowieka oraz poznać jego przeznaczenie, musimy prześledzić źródła konfliktu w jego kulturze.
Jesteśmy świadomi pewnych konfliktów w naszej kulturze. Na przykład rozprawiamy o pokoju, ale jednocześnie przygotowujemy się do wojny. Popieramy ochronę środowiska, ale bezlitośnie wykorzystujemy zasoby naturalne dla ekonomicznego zysku. Jesteśmy oddani celom władzy i rozwoju, ale pragniemy też przyjemności, spokoju umysłu czy równowagi. Nie zdajemy sobie jednak sprawy z tego, że władza i przyjemność to wartości przeciwne oraz, że jedno wyklucza pojawienie się drugiego. Władza nieuchronnie prowadzi do walki o jej posiadanie, co często doprowadza do tego, że ojciec obraca się przeciw synowi, a brat - przeciw bratu. Jest siłą dokonującą podziałów w społeczności. Rozwój oznacza ciągłą aktywność w celu zmiany starego na nowe, uznając, że nowe jest zawsze lepsze od starego. Założenie to, mimo że prawdziwe w niektórych technicznych dziedzinach, jest niebezpieczne. Idąc dalej, implikuje ono nadrzędność syna nad ojcem, czy degraduje rolę tradycji do zbędnego bagażu przeszłości. Istnieją też kultury, w których dominują inne wartości, gdzie szacunek dla przeszłości i tradycji jest ważniejszy niż dążenie do zmiany. W kulturach tych konflikt jest zminimalizowany, zaś neuroza występuje rzadko.”