.
Znikająca władza. Dramat w pięciu aktach
Czesław DziekanowskiDramat Znikająca władza odsłania kulisy małej i wielkiej polityki. Osłabionego przywódcę w schyłkowym okresie jego władzy usuwają nie przeciwnicy, lecz niedawni współpracownicy. Aby zachować ciągłość rządów, decydują się na zdradę wodza. Tak w PRL-u G ...Czytaj więcej >>
- Liczba stron: 85
- Data wydania: 2014
- Oprawa: miękka
- Wydawnictwo: ENETEIA
Pozycja po zwrocie, więcej informacji o uszkodzeniach w prawej kolumnie (pod ceną)
- ISBN
- 978-83-61538-67-7
- Waga
- 0.10 kg
- Wydanie
- 1
- Seria
- Literacka
- Szerokość
- 13,5 cm
- Wysokość
- 20,5 cm
- Format
- 135x205 mm
Możesz także polubić
Akt I
Akt II
Akt III
Akt IV
Akt V
Fragment aktu IV
książki "Znikająca władza" – Czesław Dziekanowski
Gierek (zasypia, budzi się, znów zasypia): Towarzyszu Łabęcki, zorganizujcie partię, kobiety, Wałęsę trzeba dyskredytować i tysiąc tych chłystków rozgonić! Macie tam grupę antysocjalistyczną, można ją rozbić, a wy okazujecie słabość organizacji partyjnej. Dyrektorze Gniech, nie ma co ustępować! Postawcie sprawę twardo, prosto, zdecydowanie! Nie wierzę, że jest to czysty protest klasy robotniczej. W związku z tym przestaje mi być obca myśl, że tej sprawy absolutnie nie wolno rozwiązywać w sposób siłowy, na wzór roku siedemdziesiątego. Również nie chce mi się wierzyć, że nieodwracalnie przyparci jesteśmy do ściany i że musimy podjąć rozmowę z Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym. Według was nie ma żadnej szansy na rozbicie tego ruchu, a według mnie i owszem. Są sposoby, są! Gdzie się podziewasz, Pawle?
Paweł Bożyk: Tu jestem i od razu słucham, o co chodzi?
Gierek: Pawle, podobno upadam jako pierwszy sekretarz. Towarzysze z Biura Politycznego chcą na mnie zrzucić całą odpowiedzialność za obecny kryzys.
Paweł Bożyk: To było do przewidzenia.
Gierek: Co konkretnie?!
Paweł Bożyk: To był błąd, że zgodziliście się na dymisję Jaroszewicza.
Gierek: Nie mogłem postąpić inaczej. Zgodziłem się pod naporem argumentów ze wszystkich stron. Kania i Jaruzelski twierdzili, że to osoba premiera w opinii Polaków obciążona jest odpowiedzialnością za błędy w polityce gospodarczej. Sugerowali, że jego pozostawanie na tym urzędzie pośrednio obciąża mnie jako pierwszego sekretarza. Dowodzili, że odejście Jaroszewicza oczyści atmosferę polityczną i odsunie ode mnie krytykę.
Paweł Bożyk: W tym zawierał się perfidny podstęp. Sytuacja przedstawiała się zupełnie odwrotnie. Pozostawanie Jaroszewicza na stanowisku premiera odciągało krytykę od was, towarzyszu Gierek, i kierowało ją w stronę rządu.
Gierek: Chcesz, Pawle, powiedzieć, że nie nadaję się na pierwszego sekretarza, bo jestem człowiekiem prostolinijnym?
Paweł Bożyk: A zarazem łatwowiernym.
Gierek: Prostolinijnym i łatwowiernym?!
Paweł Bożyk: Niestety, taka jest prawda. Kania i Jaruzelski, obaj ostentacyjnie przygotowują się do przejęcia władzy, a wy, towarzyszu Gierek, tego nie widzicie. Jesteście ślepi albo udajecie niewidomego.
Gierek: I co w tej sytuacji zrobimy? Jesteś moim doradcą, masz jakiś plan?
Paweł Bożyk: Jedno, co wiem, to to, że trwają przygotowania do strajków zarówno na Wybrzeżu, jak i w innych regionach kraju.
Gierek: Gdy słyszę o strajkach, nachodzi mnie senność, dopada mnie zmęczenie. Mam ochotę zasnąć i już nigdy się nie zbudzić.
Paweł Bożyk: To tylko zwykłe wyczerpanie fizyczne i psychiczne. Tymczasem trzeba coś postanowić, coś przedsięwziąć i działać. Sami wiecie, że polityka składa się z czynów i jeszcze raz z czynów.
Gierek (w namyśle przechadza się po gabinecie): Mam pewien pomysł.
Paweł Bożyk: Jaki mianowicie?
Gierek: Najprostszy z możliwych. Chodzi mi o upewnienie się, czy nie jestem ptak malowany.
Paweł Bożyk: To znaczy?
Gierek: Aby się przekonać, czy mam poparcie, zarządzam spotkanie w Cegielskim. Jutro. W Poznaniu.
Paweł Bożyk: Kiedy? Jutro?
Gierek: Dobrze usłyszałeś. Jutro w Poznaniu.
Reporter partyjny (nagrywa to, co widzi): Dzisiaj o świcie w Poznaniu mamy maksymalnie ładną pogodę, no i okazję do dumy z przedniego gościa. Niespodziewanie odwiedza nas pierwszy sekretarz. Gdy tylko wyszedł z samolotu na płytę lotniska, powitała go grupa dziewcząt ubranych w stroje regionalne, wręczając bukiety pięknych róż. Po drodze do fabryki minibus będzie zatrzymywany jeszcze kilka razy, bądź to przez dziewczęta, bądź przez chłopców w ludowych strojach. Mam zaszczyt towarzyszyć Edwardowi Gierkowi. On otwartym minibusem, ja na motocyklu. Jedziemy wolno, wolniutko, właściwie spacerujemy, choć jest to dzień roboczy. Nagle pojawia się wizyjny wątek pod postacią dziewcząt w strojach komunijnych. Jest to fragment procesji. Dziewczęta się uśmiechają, są tak radosne, że aż lekkie, w komunijnym przemarszu‑tańcu chwilami odrywają się od ziemi i jakby fruną w powietrzu. Ich niewinność jest zachwycająca, więc nic dziwnego, że Edward Gierek daje się porwać! Właśnie unosi się na fali sakralnego entuzjazmu. Chce się nastrojem podzielić z doradcą ekonomicznym, ale wszystko, na co go stać, to patrzeć z wytrzeszczonymi oczami. Pierwszy raz w życiu hołd mu oddaje kościelna procesja! Do tej pory w grę wchodziły tylko hołdobitne pochody. Wyciąga ręce jak papież, chwyta dziewczynkę i tuli do piersi. Chciałby ją pobłogosławić, ale zacina się w działaniu. Dziewczynka odwraca role i ona jego, towarzysza pierwszego sekretarza, błogosławi. Edward Gierek jest zaskoczony. Doznawszy szoku, upuszcza dziewczynkę. Ta spada na ziemię, ale nie doznaje żadnego uszczerbku. Okazuje się, że to była gumowa lalka. Mam wrażenie, że jesteśmy świadkami kolejnej sceny onirycznej. Proszę państwa, na stopniach ulicznego ołtarza panna młoda w gęstym welonie. Twarz narzeczonej piękna, sylwetka pociągająca erotyką. Pan młody spóźnia się, wyraźnie jest nieobecny. Nie zdąży na ślub. W jego miejsce wpasuje się Edward Gierek. Jako pan młody wygląda nad wyraz przystojnie. Panna młoda jest mu wdzięczna. Z wewnętrznym przekonaniem ślubuje mu wierność aż po śmierć. Ma się rozumieć, że nie opuści go nigdy. W tle słychać muzykę organową. W tym momencie panna młoda zaczyna wątpić. A co – zwierza się starszej druhnie – a co, jeśli panem młodym nie jest pierwszy sekretarz, tylko jego sobowtór, niejaki Eduardo? Nagle pojawia się drużyna strażaków. Otaczają minibus i kierują wodę na silnik pojazdu. Edward Gierek mimiką twarzy obwieszcza, że nie rozumie, co się dzieje.