.
Spotkania z Jungiem
Krzysztof Maurin, Zenon Waldemar Dudek (red.)O swoim spotkaniu z myślą Junga piszą m.in.: Olga Tokarczuk, Jerzy Prokopiuk, Henryk Waniek, Alina Motycka, Zofia Rosińska, Czesław Nosal, Czesław Dziekanowski, Tomasz Olchanowski, Jerzy Bąbel, ks. Kazimierz Pajor, ks. Henryk Paprocki. Książka jest poświęc ...Czytaj więcej >>
- Liczba stron: 293
- Data wydania: 2007
- Oprawa: twarda
- Wydawnictwo: ENETEIA
Z inicjatywą wydania publikacji wyszła Redakcja ALBO albo z okazji 15-lecia swej działalności. Inspiracje dziełem Junga były i są wciąż ważnym motywem aktywności Redakcji. Publikacja przybliża ważne postacie polskiej kultury i nauki, które przyczyniły się do spopularyzowania idei Jungowskich w Polsce.
O swoim spotkaniu z myślą Junga piszą m.in.: Olga Tokarczuk, Jerzy Prokopiuk, Henryk Waniek, Alina Motycka, Zofia Rosińska, Czesław Nosal, Czesław Dziekanowski, Tomasz Olchanowski, Jerzy Tomasz Bąbel, ks. Kazimierz Pajor, ks. Henryk Paprocki.
- ISBN
- 978-83-85713-76-0
- Waga
- 0.48 kg
- Wydanie
- 1
- Seria
- Inspiracje Jungowskie
- Szerokość
- 14,5 cm
- Wysokość
- 20,5 cm
- Format
- 145x205 mm
Możesz także polubić
Słowo wstępne
Część pierwsza
Krzysztof Maurin – Moje spotkania z Jungiem
Henryk Waniek – Obok nowoczesności
Olga Tokarczuk – Głosy, śmiechy, rozmowy
Jerzy Prokopiuk – Półwiecze z Jungiem
Marta Cywińska – Tête-à-tête z Jungiem w cieniu drzewa genealogicznego
Tomasz Olchanowski – Psychologia Junga jako drogowskaz
Jadwiga Wais – Wieczność i samotność dzieciństwa. Sen czteroletniego chłopca
Jerzy Bąbel – Od archeologii do Junga, czyli poznaj samego siebie
Cezary Żechowski — Z Jungiem w Afryce
Zenon Waldemar Dudek – Sny, bogowie i człowiek współczesny
Część druga
Alina Motycka – Filozofia nauki a psychologia obiektywna Junga
Czesław S. Nosal – Moja droga do Junga
ks. Kazimierz Pajor – Carl Gustav Jung – homo religiosus
Zofia Rosińska – Ogląd kształtujący
Mirosław Piróg – Gdy filozof spotka Junga
Krystyna Węgłowska-Rzepa – Style nauczania psychologii analitycznej Junga w ośrodkach akademickich. Problemy i wyzwania
Zenon Waldemar Dudek – W poszukiwaniu psychologii integralnej
ks. Henryk Paprocki – Myśl wschodniego chrześcijaństwa wobec psychoanalizy
Ewa Machut-Mendecka – Świat Wschodu – świat islamu według myśli Jungowskiej
Andrzej Pankalla – Psychologia kulturowa. Junga „wprowadzanie wielbłąda do namiotu”
Czesław Dziekanowski – Próby miłości
Głosy, śmiechy, rozmowy – Olga Tokarczuk
Fragment książki "Spotkania z Jungiem" – red. Krzysztof Maurin, Zenon Waldemar Dudek
Sprawa jest dość dobrze znana. Po pierwsze, wspomina o niej sam Jung, niestety, nie pamiętam, czy we Wspomnieniach, snach, myślach czy może w wykładach. Po drugie, wątek podejmuje się często jako dyżurne egzemplum w artykułach na temat duchów, synchroniczności, handlu nieruchomościami i dziwności życia w ogóle. Wracam do niego z czystej przyjemności czczego roztrząsania tego, co już dawno zostało rozstrzygnięte, wytłumaczone, rozebrane na części i tym samym odarte z tajemnicy. Wracam dla samej przyjemności opowiadania dalej. Dopóki słuchacze, śmiertelnie znudzeni, nie usną.
Niestety, nie da się narracyjnych wężowych splotów tej historii, tych powtórzeń, odbić i zakrętów opowiedzieć po kolei, nad czym ubolewam, lubię bowiem proste historie – te są szlachetne jak len. Na dodatek nie wiem, które zdarzenia są istotne, a które nie. Skoro – jak mówi mistrz – wszystko się ze wszystkim wiąże, to skąd mam wiedzieć, którędy biegła główna linia zdarzeń. Tu wydarzenia układają się raczej w porządku fenomenologicznym, nie zaś chronologicznym. Niechże im będzie, tym zdarzeniom.
Historyjka, którą opowiada Jung (tylko nie pamiętam, gdzie), zaczyna się następująco: „Pewna kobieta bardzo chciała kupić upatrzony od dawna dom”. Dalej następuje krótki opis trudności finansowych i innych przeszkód. Akcja, rzecz jasna, dzieje się w Szwajcarii przed wojną, nad jednym ze słynnych jezior, których brzegi są najbardziej pożądaną działką budowlaną na świecie. Najwięcej budowano tu na początku XX wieku i z tego okresu pochodzą najpiękniejsze, zacienione, ukryte w dzikim winie wille z tarasami wysuniętymi ku wodzie. Zapewne w historyjce chodzi o taki właśnie dom.
* * *
Podróżuję chaotycznie i po omacku. Rzadko bywam dobrze przygotowana. Zapominam przewodników i adresów. Nie wiem dokładnie, dokąd i po co jadę. Liczę, że ktoś mówiony odbierze mnie z dworca lub lotniska. Jeżeli nie – tak też bywało – jakoś samo mi się radzi: spotykam nagle ziomka, przypadkiem trafiam na kierowcę z polskiej ambasady, w komórce znajduję numer dawnej znajomej, która ma siostrę w okolicy. Zawsze mi się udaje.
Kiedy pierwszy raz znalazłam się w Szwajcarii, chciałam zobaczyć tylko dwie rzeczy: obraz Paula Klee „Tańcz poczwaro wedle mojego cichego śpiewu”, który znałam w dzieciństwie z reprodukcji i który wywarł na mój rozwój wpływ większy niż „Czterej pancerni i pies”, oraz kamienną wieżę Junga w Bollingen, zbudowaną przez niego osobiście i ozdobioną malunkami.
Wtedy, za pierwszym pobytem, nie udało mi się ani jedno, ani drugie. Tuż po przyjeździe okazało się, że nie mam notesu, i w związku z tym nie wiem, w którym szwajcarskim muzeum miał znajdować się ów obraz, ani w jakim mieście, jeżeli w ogóle istnieje; moja dość ekscentryczna pamięć wiele już razy ulegała pokusom konfabulacji. Przejęta, pomyliłam jeziora i nie znalazłam małej wioski Junga.
W niektórych szczególnych przypadkach odnoszenie się do rzeczywistości, zakotwiczanie w konkrecie, sprowadzanie wszystkiego do realu może być niepotrzebne. Przecież ten obraz nadal mam w głowie, potrafię go opisać tak, jak go zapamiętałam trzydzieści kilka lat temu. Po cóż mi więc oryginał? ¯eby się upewnić, iż moja pamięć nie szwankuje? ¯eby lepiej ujrzeć szczegóły? ¯eby dla czystej satysfakcji sprawdzić, czy ten obraz w ogóle istnieje? A niechże i nie istnieje! Mnie wystarczy, że go pamiętam, i autora, i tytuł, i kolory, i kreski. Widzę go. Wisi na półpiętrze w szkole, gdzie pracowali moi rodzice, tuż przy toaletach. Tytuł jest dopisany pod spodem, na białym pasku papieru.
Składam te litery z trudem, a ich sens mnie poraża. Co to znaczy? Obraz przypomina dziecięcy rysunek. W gęstym brunatnobrązowym tle wisi tytułowa poczwara; jest naiwnym nieporadnym wyobrażeniem monstrualności – składa się z głowy i odnóży. Pod nią, na dole, przy samej krawędzi obrazu schematycznie narysowana niepewnymi dziecięcymi kreskami gra orkiestra; są bębny i flety, gitary i instrumenty mutanty. Perkusja jest zarazem trąbą, a klarnet skrzypcami na kółkach. Jest to orkiestra radosna, nie ma wątpliwości, że poczwara zatańczy według muzyki, którą zagra. Tytułowym cichym śpiewem jest cały ten obraz – to właśnie wtedy odkrywam – że pewne czynności są zdolne zakląć i oszołomić wszystkie poczwary świata, a także poczwary ostateczne. I że nazywa się to sztuka.
Niestety, nie ma takiego obrazu w zuryskim muzeum, który przecież posiada ogromne zbiory Klee. Miła pani obiecuje mi pomóc. Wymieniamy się e-mailami.
Dopiero za drugim pobytem w Szwajcarii trafiam do Bollingen, gdzie jest kamienny dom Junga. Podczas pierwszego pobytu pomyliły mi się jeziora, szukałam go tam, gdzie nie powinnam. Tym jednak razem jestem już dobrze przygotowana. Obejrzałam wszystkie publikowane zdjęcia, przeczytałam historię budowy. Najpierw powstała wieża, potem co cztery lata Jung dobudowywał następne pomieszczenia. Jest to bowiem dom osobisty, dom – w najgłębszym znaczeniu tego słowa – prywatny; jest starannie budowanym miejscem spoczynku, drugim, wiecznym ciałem po życiowej wylince. Właściciel nie zapraszał tu gości. Mieli z żoną w wieży mikroskopijną sypialnię z łóżkami jak prycze. Reszta to kuchnia, która przypomina pracownię alchemika i miejsce do pracy. Jest też i podwórko, które schodzi do jeziora. Oczywiście mieli tu ducha – jego szkielet wykopano przypadkiem podczas budowy fundamentów; przestał straszyć, gdy doczesne szczątki pochowano po bożemu i wystrzelono w niebo salwę, ku pamięci. Są to fakty ogólnie znane jungistom, zainteresowanych odsyłam do dalszej lektury.
I ja znałam ten dom z opisów i fotografii, mogę nawet powiedzieć, że w tym sensie bywałam w nim. Wędrowałam po nim w wyobraźni, mentalnie, przyglądając się sposobowi łączenia zaprawą kamieni i sposobowi, w jaki schody osiągają brzeg jeziora. Do czego potrzebna jest taka wiedza – nie wiem. To wiedza zupełnie nieproduktywna, fantasmagoryczna, użyjmy tego słowa – ekscentryczna, spoza centrum, zbierana z poboczy, jakimi chodzi ludzka fascynacja. Czy nie lepiej byłoby poświęcić swój czas studiowaniu odmian pomidora albo ściegów szydełkowych? Czy nie lepiej w pismach mistrza analizować arcypoważne zagadnienia alchemii i zbiorowej nieświadomości? Zapewne.
Lecz w każdym akcie poznania rolę radosnej orkiestry gra komponent emocjonalny, afekt. Jakkolwiek kręciliby nosem racjonaliści i empiryści, twierdzę, że intencja poznania jest w dużej mierze nieodgadniona, pokrętna, bo afektywna. Niech nas nie zwiedzie potocznie rozumiana psychoanaliza rodem z amerykańskich filmów rodzinnych, uproszczony freudyzm, płaski jak kartka papieru – każda tajemnica da się wyjaśnić jakimś zdarzeniem z przeszłości, uświęconym istnieniem zaprzeszłej traumy. Rzucić na nią światło to rozwiązać problem. A przecież jesteśmy w stanie wiedzieć wiele, ale nie wszystko. Nie wiemy, dlaczego coś wiemy. Nie wybieramy, dlaczego coś wybieramy. Nie interesujemy się, dlaczego interesuje nas to, a tamto już nie.
Wieczność i samotność dzieciństwa. Sen czteroletniego chłopca – Jadwiga Wais
Fragment książki "Spotkania z Jungiem" – red. Krzysztof Maurin, Zenon Waldemar Dudek
Jung rozpoczyna opowieść o swoim życiu od najwcześniejszego wspomnienia z dzieciństwa:
„... leżę w wózku w cieniu drzewa. Jest piękny, ciepły, letni dzień, błękitne niebo. Złote światło słońca igra w zielonym listowiu. Daszek wózka jest podniesiony. Właśnie się obudziłem i wśród tego wspaniałego piękna czuję nieopisaną błogość. Widzę, jak słońce rozbłyskuje przez liście i kwiaty drzew. Wszystko jest przecudowne, kolorowe, pyszne (Jung, 1993, s. 19)”.
Pyszna zieleń tego cudownego dnia pozostanie na zawsze zasłoną oddzielającą to, co jasne i udzielające się wszystkim ludziom, od tego, co pogrążone w ciemności i przeznaczone tylko dla niego, dla Junga. Obraz zielonej zasłony powróci w jego pierwszym zapamiętanym śnie. Takiej bezwarunkowej, rajskiej błogości, jak w tym pierwszym wspomnieniu, Jung nie doświadczył chyba już nigdy. Może dopiero u schyłku życia, gdy osiągnął spokój i – jak pisze – nauczył się wprost przyjmować i rozumieć treści obrazów płynących z nieświadomości. Ale teraz nie była to już błogość pierwotna, która ongiś ogarnęła dziecię leżące w wózku pod drzewem. W tle nie igrało już złote światło słońca w zielonym listowiu, lecz rozpościerało się doświadczenie całego życia.
Teraz wiedział, że nie ma nic bezwarunkowego, że błogość ma swoją ciemną stronę i pojawia się w towarzystwie przerażenia i bezsilności. Ostateczne spełnienie i ukojenie jest względne, a względność dotyka wszystkiego, co chcielibyśmy pozostawić nietknięte i wiecznie jasne.
Pod koniec życia była to już inna błogość – nie ta dawna, dziecinna. Była to błogość starego uczonego i starego człowieka, który posiadł wiedzę. Wie on, że świat, w który jesteśmy wtrąceni, rodząc się, jest grą sprzeczności: z jednej strony brutalny i okrutny, a z drugiej pełen boskiego piękna. W tym czasie często towarzyszył Jungowi jego ulubiony archetyp starego Chińczyka, który dość się napatrzył życia. Dotarł do najgłębszej z możliwych prawd o względności wszystkich rzeczy i teraz życzy sobie już tylko jednego; aby omijać jego drzwi i pozostawić go w spokoju.
Błogość, szczęście i zachwyt dziecka leżącego w wózku zniknęły jak sen, gdy niecałe trzy lata później mały Jung stał się bohaterem dziwnego zdarzenia. Pewnego razu szedł przez łąkę koło zagrody kościelnego, wokół nie było nikogo. Nagle ujrzał na łące prostokątną, obmurowaną dziurę w ziemi (grób?). Nigdy przedtem jej tu nie widział. Zaskoczony, podszedł bliżej i spojrzał w dół. Zobaczył kamienne schody. Choć się bał, postanowił nimi zejść. Na dole była brama zasłonięta kotarą, niezwykle piękną i bogatą, utkaną ręcznie z ciężkiego zielonego brokatu. Chłopiec stał przed nią, zachwycony jej wspaniałością. Ale po chwili, wiedziony ciekawością, odsłonił ją i nagle znalazł się w kamiennej sali, zalanej mroczną poświatą. Na środku posadzki leżał czerwony chodnik prowadzący do podwyższenia. Stał tam bogato złocony królewski tron z czerwoną poduszką. Coś na nim stało. Coś ogromnego. Chłopiec przeraził się, że to coś może w każdej chwili zejść z tronu i podpełznąć do niego jak ogromny robak. Ze strachu nie mógł się poruszyć. Nagle usłyszał nad głową głos matki, która krzyczała: „Tak, tak, przypatrz mu się dobrze. To ludożerca!”. Wtedy przeraził się jeszcze bardziej i nagle znalazł się w innym miejscu.
Opowieść ta przypomina baśń, ale brakuje jej najważniejszego – szczęśliwego zakończenia, które po wielu niebezpiecznych przygodach przynosi bohaterowi baśni ukojenie i ucztę weselną. Jest to streszczenie snu, jaki przyśnił się Jungowi jako czteroletniemu dziecku. Ten pierwszy sen został zapisany po osiemdziesięciu latach we Wspomnieniach... (Jung, 1993, s. 25). Jung dobrze go zapamiętał i uznał za kluczowy. Zapamiętał też, jak w dzieciństwie tłumaczył sobie ten sen. Bardzo dokładnie zapamiętał wygląd potwora, którego tak się przeraził: był to twór ze skóry i żywej tkanki, wysoki na cztery, pięć metrów, sięgający do sufitu, z głową stożkowatą, bezwłosą, z jednym okiem na czubku, wpatrzonym nieruchomo w górę, w światło. Dziecko nie wiedziało, że to przerażające „coś” stojące na tronie to intronizowany fallus (phalos – ‘świecący, błyszczący’). Spodziewało się ujrzeć na tronie króla, „Pana Jezusa albo Pana Boga”. Ujrzało straszliwego ludożercę, podziemnego rywala samego Boga. Nie wiedziało, czym lub kim jest „to” ze snu i przeżyło wstrząs, który zniszczył dziecięce, pierwotne zaufanie do świata. Świat okazał się inny niż mówiono, była w nim jakaś podziemna tajemnica, o której nikt nie wspominał, ani rodzice, ani żaden z ośmiorga wujów pastorów, ani nauczyciele czy rówieśnicy. Mały Jung został sam ze swoją tajemnicą, której przysiągł sobie nie zdradzić nikomu. Nigdy już w jego życiu nie powtórzyła się chwila nieopisanej błogości w obliczu pysznego piękna świata, gdy złote światło słońca igra w zielonym listowiu. Do znajomego, bezpiecznego świata przyplątała się jakaś jego ciemna, przerażająca, podziemna replika, która na zawsze zburzyła pierwotny ład.
Odtąd dziecko Jung już nigdy nie zaznało ufności w „Pana Jezusa”. Przecież to on powinien zasiadać na wspaniałym tronie, a nie jakieś potężne, robakokształtne stworzenie. Okazało się, że „ani Pan Jezus, ani Pan Bóg” nie są wszechmocnym ani jedynym władcą świata. Jest jeszcze jakiś inny świat i inny ktoś, o których się nie mówi.
Aż do konfirmacji mały Jung przykładał się całym sercem, by wymusić na sobie pozytywny stosunek do Jezusa, ale bez skutku. Nawet później, po latach, gdy ktoś ze zbytnią emfazą lub patosem mówił o Jezusie, dorosły Jung wracał myślą do tego snu, do obrazu ukrytej podziemnej postaci Boga, do skrajnego doświadczenia utraty bezpieczeństwa i zaufania. Ponadto Jezus budził w nim grozę, ponieważ przedstawiano go dzieciom jako ukrzyżowane i krwawiące zwłoki. Na to również nikt z dorosłych nie reagował, jakby przerażający wizerunek zamęczonego, martwego ciała był czymś zwyczajnym. Nawiasem mówiąc, na tę znamienną traumę, jaką przeżywają dzieci wobec kaźni krzyża, zwraca się uwagę także dzisiaj. Uta Ranke-Heinemann, pierwsza na świecie kobieta, która otrzymała katedrę teologii katolickiej, w sporze, jaki toczył się kilka lat temu w Bawarii, ostro zaprotestowała przeciwko zawieszaniu krzyża w szkołach: „(...) powiedziałam w radiu, że lepiej byłoby zawieszać w klasach Marię z dzieciątkiem niż to narzędzie tortur, kojarzące się nie tylko z męką Jezusa, ale również czarownic palonych na stosach. Pokazywanie trupa sześcioletnim dzieciom ma być czymś dobrym! Przecież to burzy cały gmach uczuć dziecka. To wywołuje lęki, a z czasem zobojętnienie” (Ranke-Heinemann, 1998).
Pierwszy zapamiętany sen nurtował Junga przez całe życie. Analizując go przez wiele lat, udało mu się nie utracić podmiotowej relacji i z własnym dzieciństwem i ze swoimi dziecięcymi snami. Sen ten nie zmienił się po latach w rzecz, w przedmiot badań. Pozostał żywym doświadczeniem, a nawet dominującym aspektem jego osobistego mitu. Zdumiewający jest fakt, że Jung przez całe życie zachował kontakt z tym niespełna czteroletnim dzieckiem, które osiemdziesiąt lat temu śniło i zbudziło się przerażone. Dokonał świadomie zabiegu, który nie pozwolił zniszczyć autonomicznej wartości dzieciństwa i dziecięcego snu. Mamy tu do czynienia z symbiozą podejścia naukowego-analitycznego z empatią i duchowością. Prawda i empatia, obiektywizm i czułość, analiza i uczucie – Jungowi udało się wznieść ponad te sprzeczności, których w nauce się nie dostrzega. Zresztą był on mistrzem łączenia i godzenia sprzeczności. Nie musiał za wszelką cenę okopywać się po jednej, „jedynie słusznej” stronie sprzeczności. Dzięki takiemu podejściu krańcowe wartości danej sprzeczności stają się względne, przejrzyste i bardziej dostępne dla świadomości. Świadomość jest tu bardziej swobodna, bowiem nie musi zamykać się w twierdzy jednego poglądu.
Bóg, którego trzeba się bać – Bóg, którego trzeba kochać, światło – ciemność, prawda – fałsz, dobro – zło, miłość – nienawiść, samotność – wspólnota, początek – koniec, strach – ukojenie, dziecko – starzec, świadomość – nieświadomość to jedne z nieskończonego szeregu sprzeczności. Mogą one nawiązać komunikację, współpracę, a nawet dostąpić zjednoczenia. Jung nie wyklucza możliwości zjednoczenia przeciwieństw: wszystko jest możliwe. Na poziomie egzystencjalnym przekłada się to na doniosłą wartość jego dzieła: Jung nie odbiera nam nadziei na spełnienie wiecznego marzenia o dotarciu do najgłębszego sekretu duszy.
Zdolność, umiejętność czy talent wrodzony Junga do odkrywania paradoksów, łączenia odległych biegunów, szukania trzeciego elementu, łączącego sprzeczności, odnosi się również do jego paradygmatu poznawczego. Zabiegi teoretyczne i metodologiczne nierozerwalnie łączą się z całościową, egzystencjalną, ideową i duchową formacją Junga jako człowieka. Był to człowiek, który potrafił schylić karku, by podnieść odrzucony kamień, jak i wznieść się ponad burzę w dolinach. We wspomnieniach z dzieciństwa Jung czteroletni i osiemdziesięcioletni potrafią mówić jednym głosem. Nasz pierwszy zapamiętany sen na ogół traktujemy z przymrużeniem oka, z wyższością wobec „infantylizmu” trzylatka, „sen-mara-bóg-wiara”, itp. Natomiast Jung nie waha się traktować swego pierwszego snu z taką samą powagą, z jaką traktuje się dzieła i teorie uznanych autorytetów:
„We śnie zstąpiłem do jamy i znalazłem tam inną istotę zasiadającą na złotym tronie, nieludzką i podziemną, spoglądającą do góry, żywiącą się ludzkim mięsem. Dopiero gdy minęło okrągłe pięćdziesiąt lat, uderzył mnie pewien fragment w komentarzu do obrzędów religijnych, gdzie była mowa o antropofagii jako podstawowym motywie symboliki Ostatniej Wieczerzy. Wtedy zrozumiałem, jak daleka od infantylizmu, jak dojrzała, a nawet jak nad wyraz dorosła jest owa myśl, która ongiś zaczynała świtać w mej świadomości w obu opisanych przeżyciach... Kto wtedy mówił do mnie? Kto wypowiedział te słowa o tak zawiłych sprawach? Kto zestawił to, co na górze, i to, co na dole, kładąc tym samym podwaliny wszystkiego, co wypełniło całą drugą połowę mego życia najbardziej gwałtownymi burzami?... Przez ten jeden dziecięcy sen zostałem wtajemniczony w mysterium ziemi. Odbyło się wówczas, by tak rzec, pogrzebanie mnie w ziemi, i minęły lata, nim znów się stamtąd wydostałem. Dzisiaj już wiem, że stało się to po to, by zanieść w mroki jak najwięcej światła. Był to rodzaj inicjacji w królestwo mroków. Stamtąd właśnie moje życie duchowe wzięło swe nieświadome początki” (Jung, 1993, s. 28–29).
To prawda, że psychologia głębi odkryła dzieciństwo, ale z drugiej strony odebrała mu podmiotowość. Odebrała dzieciństwo dzieciom, bo jest oczywistym, że przecież dziecko nie jest poważnym partnerem i nie zna się na psychologii. My, dorośli, wiemy lepiej, co się dziecku śni, co przeżywa, czego pragnie, co mu jest potrzebne, czego się boi itp. Psychoanaliza uczyniła z dzieciństwa przedmiot analiz. Zostało ono pochwycone w mnóstwo teoretycznych pojęć, abstrakcji i interpretacji, że już praktycznie nic z niego nie pozostało. Jung nie chciał wtłaczać dzieciństwa w ciasny pancerz teorii. Pokazał, że można zachować żywy i swobodny dostęp do przeżyć z dzieciństwa, a zarazem badać je i szukać w nim znaczących pierwocin naszego życia duchowego, psychicznego, społecznego itp. Ponadto, niestety, psychoanaliza obarczyła dzieciństwo winą. Winą za dręczące nas w dorosłym życiu nerwice, depresje, poczucie winy, zbrodnicze popędy, kompleksy, natręctwa, psychozy i bóg wie jakie katusze. W całej tej psychoanalitycznej inwazji na dziecko nie poznajemy już własnego dzieciństwa. Ugruntowany światowy autorytet psychoanalityków „wie lepiej”, a my zaczynamy lekceważyć własne przeżycia, wizje, marzenia i sny dzieciństwa. Ongiś były one darem nieuwarunkowanego zachwytu, przeżyciem wieczności, nieskończoności i piękna. Pod wpływem psychoanalityków zaczęliśmy bać się własnego dzieciństwa, bo a nuż okaże się, że gnieździ się w nim jakiś posępny, straszny demon, którego wyparliśmy, a który jest naszym prawdziwym „ja”, i w dodatku ma zamiar gnębić nas i obwiniać przez całe życie.
Jung w swoich wspomnieniach z dzieciństwa łączył postawę badawczą z szacunkiem dla przedmiotu – podmiotu badań. Symbioza i współdziałanie tych dwóch postaw daje nam nowe i zaskakujące widoki poznawcze. Można przeprowadzić głęboką analizę i interpretację dziecięcej psychiki, nie niszcząc zarazem jej specyficznej, delikatnej tkanki duchowej. Dziecko, jakim był, we wspomnieniach Junga pozostało istotą ludzką w pełni suwerenną, duchową i unikalną. Czy są dorośli pośród nas, którzy mają tak żywy kontakt z dzieckiem wewnętrznym, własnym dzieciństwem i dzieciństwem innych? Czy są psychoanalitycy, którzy potrafią dostrzec w dziecku istotę integralną, a zarazem tajemniczą, która przynosi nam posłanie z „innego świata”? Wolimy raczej rutynę i bez ceremonii włamujemy się w integralny i tajemniczy świat dzieciństwa, wyciągając po kolei co się da, dla własnej chwały odkrywcy. Jung powstrzymuje się przed definiowaniem, katalogowaniem tajemnic dzieciństwa, wycofuje się i z ukrycia patrzy na to niespełna czteroletnie dziecko z szacunkiem i wzruszeniem. Z uznaniem i wdzięcznością bowiem to ono otworzyło podziemny świat obrazów i wizji, które stały się zaczynem przyszłego rozwoju i dzieła.
W pewnym sensie człowiek jest jednością przeciwieństw między dzieciństwem a dorosłością. Lecz Jung nie daje się uwieść tej sprzeczności, nie apologetyzuje ani dzieciństwa, ani dorosłości. Człowiek jest całością, w której żyje i kilkuletnie dziecko, i starzec stojący nad grobem – oboje należą w równy sposób do naszej duszy. Ten 83-letni sławny uczony spoglądał przez całe życie w twarz dziecka, które było jego wiernym towarzyszem w długiej podróży. Psychoanalitycy mają skłonność do traktowania dzieciństwa jako poligonu, na którym ćwiczą swoje koncepcje człowieka. Przedmiot badań – „dziecko” – jest łatwym przedmiotem, podobnie jak przedstawiciel „egzotycznej” kultury nie opiera się, nie zaprzecza, nie trzeba go prosić o autoryzację wyników badań. Jest ugniatane jak glina przez wielu bogów stwórców: boga-rodzica, boga-popędy, boga-wychowawcę, boga-id, boga-superego, boga-oralnego, analnego, genitalnego itp. I wreszcie bóg-psychoanalityk wydaje wyrok. Jung rozumie, że to, co daje nam dzieciństwo, możemy przetwarzać przez całe życie, ale nigdy uda nam się schwytać wolnego ptaka, jakim jest tajemnica dzieciństwa. Ten powietrzny duch dzieciństwa, jak niewidzialny Ariel, tworzy coś rzeczywistego, niepowtarzalną, jedyną w swoim rodzaju, unikalną legendę naszego życia.
Czytając wspomnienia Junga z dzieciństwa, doświadczamy ulgi i wdzięczności. Dzieciństwo w jego ujęciu jest różnorodne i pełne życia. Przerażające i błogie, pełne tajemnic i zabawy, kontaktujące się ze śmiercią i wyzwalające twórczą inspirację. Jest po prostu dzieciństwem całego człowieka, a nie tylko fragmentem biografii sławnego uczonego. Dzieciństwo nie jest tu jedynie okresem przeklętym, choć wniosło w życie Junga skrajne doświadczenie samotności i lęku. Szwajcarski uczony zawdzięcza mu niewyczerpaną inspirację twórczą, źródło, z którego pił przez całe życie. Dzieciństwo żyło w nim i dojrzewało wraz z jego dziełem, a jednocześnie miało moc pochłaniania go z powrotem:
„Trzydzieści lat później stanąłem znowu na tym stoku; byłem już żonaty, miałem dzieci, dom, pozycję w świecie... gdy nagle stałem się znowu dzieckiem... Świat mego dzieciństwa, w którym się właśnie zatopiłem, był wieczny; zostałem z niego wyrwany i wpadłem w coraz dalej płynący, coraz bardziej odległy czas. Ten moment zawsze będę pamiętał, bo wtedy to, niczym w świetle błyskawicy, odsłoniła się przede mną wieczność znacząca okres mego dzieciństwa” (Jung, 1993, s. 34–35).
Ten pierwszy i – zdaniem Junga – kluczowy sen, w okresie, gdy mu się przyśnił, nie miał charakteru inicjacji. Charakteru inicjacji nabrał po wielu latach. Nie przygotowywał małego Junga do wejścia w życie, do przyjęcia tradycyjnych wartości i ról społecznych. Wręcz przeciwnie, spadł na niego bez przygotowania, nagle, jak demon, i włożył mu na barki przedwczesny ciężar i zobowiązanie, których dziecko nie było w stanie ani udźwignąć, ani pojąć. Znaczenie tego zobowiązania Jung uświadomił sobie po wielu latach i uznał za inicjację w rzeczywistość ciemnego, podziemnego, nikomu nieznanego świata. Było to niejako powołanie proroka, który samotnie ma głosić prawdę nową i absurdalną: co prawda, istnieje świat obrazów, do którego wchodzimy każdej nocy w marzeniach sennych – jest to ogólnie znana oczywistość, różnie w różnych kulturach traktowana. Ale to nie wszystko. Świat obrazów tonie w ciemności, w tajemnicy, która za nim spoczywa. I właśnie to, co spoczywa za obrazami widzianymi i tworzonymi przez wyobraźnię na jawie i we śnie, stało się powołaniem Junga. I po raz pierwszy to „coś” zaczepiło go, gdy był małym dzieckiem w pierwszym znamiennym śnie.
Mały Jung zetknął się zatem z obrazami rzeczywistego podziemnego świata, do którego zstępuje samotnie mimo przerażenia i mimo że nic z tego nie rozumie. Odkrycie, że za tymi obrazami jest jeszcze coś tajemniczego, co „je rodzi”, co jest ich źródłem i macierzą, co jest jakąś odrębną „osobą” w nas samych, przyjdzie oczywiście dużo później. Lecz proces odkrywania i doświadczania zaczął się właśnie teraz, wraz z uczestnictwem w „pierwotnym” marzeniu sennym. Droga podziemna we śnie zaczyna się „za grobem”, który – na zdrowy rozum – powinien być końcem. Ale jest to początek. Tu zaczyna się obcy i rzeczywisty świat, budzący grozę, a jednocześnie żądający uczestnictwa i odpowiedzi.
Znamy to poczucie grozy i całkowitego niezrozumienia, gdy stajemy wobec obrazów, które wyłaniają się ze świata nieświadomości we śnie lub na jawie. Odrzucamy go, bo wydaje nam się jakimś irracjonalnym światem zesłanym przez duchy lub przez umarłych. Staramy się jak najprędzej otrząsnąć z tych bezsensownych obrazów, niegodnych rozsądnego człowieka. „Miałem głupi sen” – mówimy. Dla małego Junga nie było takiej możliwości. Nie otrząsnął się. Świat podziemnych obrazów stał się dla niego wyzwaniem, które nadało kształt całemu życiu.
Dlaczego tak się stało? Dlaczego niektóre dzieci śnią sny zapowiadające zmiany ducha nie tylko indywidualnego, lecz także ducha epoki, i drążą je potem przez całe życie? Nie wiemy. Prawdopodobnie wszyscy śnimy w dzieciństwie swoje kluczowe sny, które ukazują najgłębszy sekret duszy. Może nigdy nie uda nam się świadomie uchwycić obrazów i sensów tego pierwotnego snu i jego związku z całym naszym życiem. Ten pierwotny, kluczowy sen uczestniczy w naszym życiu na różnych płaszczyznach jako coś nieuchwytnego i ciemnego, ale realnie przeżywanego ciałem i duszą. Znamy to poczucie tajemnicy, nie wiemy skąd się bierze. Lubimy słuchać dziwnych opowieści, snów, opisów starych rytuałów i misteriów. Choć są tak obce i niezrozumiałe, pociągają nas czarem tajemnicy, która przenika do naszego realnego życia. Ta sama tajemnica jest w dziwnych opowieściach, w naszym codziennym życiu i naszej duszy. Niesie ona pierwsze przeczucie przenikania się i jedności rzeczywistości dnia codziennego z rzeczywistością duchową. Hermann Hesse zdumiewająco celnie oddaje sens tego uniwersalnego doświadczenia:
„Czują to wszystkie dzieci, chociaż może nie wszystkie z taką samą mocą i tkliwością, ale u większości wszystko to mija, jakby się nigdy nie zdarzyło, zanim jeszcze nauczą się czytać pierwsze litery. Innym tajemnica dzieciństwa dłużej pozostaje bliska, zabierają więc ze sobą jej wspomnienie i echo, pokąd włosy im nie posiwieją, i przechowują ją aż po późne, pełne znużenia dni. Dusze wszystkich dzieci, póki jeszcze mają tę swoją tajemnicę, są nieustannie zaprzątnięte tym, co jedynie ważne: samymi sobą i zagadkowym związkiem swojej własnej osoby ze światem dookoła. Poszukiwacze i mędrcy wracają w dojrzałym wieku do tych zajęć, ale większość ludzi zapomina i bardzo wcześnie opuszcza na zawsze ów wewnętrzny świat spraw prawdziwie ważnych, błąkając się przez całe życie wśród barwnych labiryntów trosk, pragnień i celów, z których żaden nie mieszka w głębi ich duszy i z których żaden nie wiedzie z powrotem w głąb ich duszy ani do domu” (Hesse, 2002, s. 94–95).
Droga ze snu jest przeznaczona tylko jemu, Jungowi. Podobnie jak brama wiodąca do Prawa w Procesie Franza Kafki. Człowiek czeka przed bramą całe życie, nic, tylko czeka. Na koniec dowiaduje się, że niepotrzebnie czekał, bo i tak nikt by tu nie przyszedł. Wejście było przeznaczone tylko dla niego, dla nikogo więcej – i teraz zostanie zatrzaśnięte. Jung jednak nie czekał jak człowiek z opowieści Kafki. Wszedł w bramę Prawa i uchylił zasłonę. W jego śnie między grobem a światem podziemi zawieszona jest zielona zasłona. Jest duża, ciężka, bardzo bogata, utkana ręcznie z płótna lub brokatu. Zasłonie tej Jung nadaje później znaczenie symbolu życia i natury. Gdyby w tym śnie dziecko stanęło przed zasłoną i się zbudziło, moglibyśmy, za Jungiem, uznać, że dane mu zostało objawienie kwintesencji piękna świata i życia w przyrodzie, potwierdzenie najwcześniejszego doświadczenia błogości pośród zielonego listowia. Lecz dziecko Jung śni dalej i uchyla zasłonę.
Ten gest uchylenia zasłony jest wielce znaczący. Zasłona jest piękna, zielona jak samo życie. Stanowi granicę między dwoma światami. Jedni zatrzymują się przed zasłoną, szczęśliwi, że doszli do celu i mogą zachwycać się jej pięknem. Inni idą dalej, nie bacząc na niebezpieczeństwa, skuszeni ciekawością, co jest za zasłoną: czy coś tam jest, czy też nie ma nic? Motyw zasłony jako kresu i ostatecznej istoty rzeczywistości spotykamy w filozofii, religiach, starożytnych misteriach, zapomnianych kultach, baśniach, mitach, ludowych opowieściach, legendach, poezji, sztukach pięknych i snach. Często łączy się z nim tabu, którego złamanie grozi wielkim niebezpieczeństwem. Ten, kto mimo zakazu odsłoni świętą zasłonę, ujrzy prawdę, której nie będzie mógł nigdy nikomu wyjawić. Poniesie za to karę jak bohater jednej z ballad Fryderyka Schillera: odtąd „zgryzota go zżerała aż do przedwczesnej śmierci” (Schiller, 1962, s. 26–29).
Zasłona jest także kryterium dwóch spełnionych i równowartościowych dróg życia. Pierwsza kończy się przed zasłoną. Polega na umiejętności zatrzymania się przed ostatecznym wyjaśnieniem wszystkiego. Jest świadomym powiedzeniem „nie!”. Nie chcę iść dalej, chcę doświadczyć szczęścia tu i teraz. Poznanie prawdy i sensu życia nie jest moją pasją ani pragnieniem. Chcę doznawać życia i zachwycać się cudem samego istnienia. Na tej pierwszej drodze uważamy, że naszym osiągnięciem duchowym jest zatrzymać się przed piękną, zieloną zasłoną i tak pozostać. Życie spełnione, w kontekście tej pierwszej postawy, to życie, którym potrafimy się cieszyć i rozkoszować jego wiecznym i ciągle tajemniczym pięknem. Tego uczy nas Lao-Tse i dzisiejsi psychoterapeuci: być, przestać się nieustannie kontrolować, nie napinać się, być jak kropla wody, która po prostu opada. Zawieszenie kontroli i nieustannego mędrkowania otwiera przed nami ogromne możliwości czynienia tego, czego dotychczas nie zauważaliśmy – uczestniczenia w samym akcie życia, który ogarnia całego człowieka i sam w sobie stanowi wartość autonomiczną, niewymienialną na żadną inną:
„Powiada się, że tym, czego poszukujemy, jest sens życia. Otóż nie sądzę, żebyśmy szukali właśnie tego. Myślę, że tym, o co nam chodzi, jest doświadczenie życia jako takiego, tak by nasze realne przeżycia na płaszczyźnie czysto fizycznej wywoływały rezonans w głębi naszej najbardziej wewnętrznej istoty i rzeczywistości, byśmy naprawdę doznali upojenia faktem życia” (Campbell, 1994, s. 40).
Druga droga jest za zasłoną, jest to droga Junga. Podążył on w ślady śmiałka z poematu Schillera i odsłonił kurtynę skrywającą zakazaną prawdę. Chroniło go to, że nie znał tabu – był dzieckiem, po prostu odsłonił zasłonę. Zrobiłoby to każde dziecko. To prawda, że później „zżerała go zgryzota” i strach, lecz „nie umarł przedwczesną śmiercią”. Długo nigdy nikomu nie wyjawił tego, co ujrzał za zasłoną. To straszliwe podziemne objawienie było jego zgryzotą, z którą borykał się samotnie, dopiero po wielu latach mógł to wszystko spokojnie pojąć i spożytkować w procesie indywiduacji i w swoich koncepcjach psychologicznych. Jung pisze we Wspomnieniach..., że samotność, której doświadczył w dzieciństwie, była nie do wytrzymania. I mimo że wytrzymał ją dzięki spontanicznym tworom dziecięcej magii, to stała się ona rysem jego życia. Choć z drugiej strony pamiętamy, że nie traktował samotności jako osamotnienia, lecz jako możliwości tym głębszego odczuwania głębokiej wspólnoty z innymi ludźmi:
„O śnie o Fallusie w podziemnej świątyni opowiedziałem dopiero, gdy miałem sześćdziesiąt pięć lat. Z innych przeżyć zwierzyłem się mojej żonie, a i to dopiero w późniejszym okresie. Całymi latami, od dzieciństwa, sprawy te pieczętowało surowe tabu. Na całą moją młodość można spojrzeć jak na okres, który upłynął pod znakiem tajemnicy. Popadłem przez to w samotność nie do wytrzymania i dzisiaj poczytuję sobie za wielkie dokonanie to, że jednak zdołałem oprzeć się pokusie zdradzenia komuś tego, co przeżyłem. Wtedy też wykształcił się mój stosunek do świata, taki jaki jest do dzisiaj: teraz też jestem samotny, ponieważ wiem coś o sprawach, o których inni nie wiedzą, a najczęściej też wcale wiedzieć nie chcą – wiem i muszę o nich mówić” (Jung, 1993, s. 57–58).
Jung otwiera nam oczy na autonomię duchowości dziecka. Łatwo popadamy w rutynę i traktujemy psychikę i duchowość dziecka jak otwartą księgę. Dusza dziecka wydaje nam się tak plastyczna i tak przez nas chroniona, że nie zawiera żadnej tajemnicy. Okazuje się jednak, że tzw. wpływy rodziców, rodziny i otoczenia, szkoła, rówieśnicy, a także dziedziczność, przodkowie i geny nie wyczerpują ani nie kształtują bez reszty duszy dziecka. Jest w niej coś, co przedziera się przez wszelkie wpływy i bariery ochronne. Dziecko spontanicznie, „od wewnątrz” doświadcza czegoś, co jest poza zasięgiem dorosłych. To „coś” znajduje się w jego wnętrzu w postaci snów, obrazów, fantazji.
Jak się tam dostaje, skąd pochodzi? Jak doświadczenia „odwieczne”, zbiorowe przedostają się do indywidualnej duszy dziecka? Jung fascynował się tym procesem, którego w dzieciństwie sam na sobie doświadczył. Było to dla niego potwierdzeniem faktu, że coś w niewytłumaczalny sposób przechodzi z nieświadomości zbiorowej do indywidualnej. Nie usiłował do końca tego wyjaśnić, przyzwalając, by fakt się zdarzał i by osłaniała go tajemnica. Jak mówił, nie próbował dociekać, dlaczego wiśniom wyrastają ogonki, po prostu wyrastają. Nam pozostaje wiedzieć, że choć w pokoju naszego dziecka pali się lampka, by nie bało się ciemności, i choć tulimy je w ramionach, śpiewamy kołysanki i czytamy baśnie, nie możemy osłonić go przed jego własnym wnętrzem, w którym kryje się najgłębszy sekret duszy. Nie możemy przeszkodzić, by w duszy dziecka tworzyły się swobodnie niedostępne dla nas światy, obrazy i wizje. Nie od nas one zależą. Mogą być zarówno błogie, jak przerażające, lecz dzieją się poza naszą kontrolą, mimo naszej tkliwej troski. Nie możemy wyreżyserować psychiki dziecka i jego unikalnego losu. Istota dzieciństwa ma niewiele wspólnego ze znaczeniem, jakie mu nadajemy jako rodzice, wychowawcy czy psychoanalitycy itp. Jung pokazał, że jest w dzieciństwie coś uniwersalnego, co jest wyraźne, bezpośrednie i nie do przetworzenia. Może dziecko, gdy będzie miało 65 lat, jak Jung ujawni swoje tajemne przeżycia z dzieciństwa, ale chyba już nie nam – rodzicom.
LITERATURA:
Campbell, J. (1994). Potęga mitu (tłum. I. Kania). Kraków: Znak.
Hesse, H. (2002). Baśnie (tłum. S. Lisiecka). Warszawa: PIW.
Jung, C.G. (1993). Wspomnienia, sny, myśli (tłum. R. Reszke, L. Kolankiewicz). Warszawa: Wrota – KR.
Ranke-Heinemann, U. (1998). Kiedyś spłonęłabym na stosie (wywiad). Polityka, 17.
Schiller, F. (1962). Przed posągiem w Sais. W: Ballady (tłum. Z. Bieńkowski). Warszawa: PIW.
Bąbel Jerzy Tomasz – Dr, archeolog, prahistoryk; kustosz dyplomowany, pracuje w Muzeum Historyczno-Archeologicznym w Ostrowcu Św. na stanowisku Zastępcy Dyrektora d/s Rezerwatu Archeologicznego w Krzemionkach. Prowadzi wieloletnie badania wykopaliskowe na terenach Wyżyny Sandomierskiej i prahistorycznych kopalń krzemienia w Krzemionkach k. Ostrowca Św. Uczestnik licznych ekspedycji krajowych i zagranicznych (m.in. w Bułgarii, Finlandii, USA, Tadżykistanie, Turkmenii). Autor stu siedemdziesięciu prac naukowych i popularnonaukowych. Prowadzi badania nad religiami prahistorycznej Europy. Członek Rady Konsultacyjnej „ALBO albo. Problemy psychologii i kultury”.
Cywińska Marta – Dr, romanistka, autorka kilku zbiorów poezji i prozy, wystaw-rekwizytorni oraz performances inspirowanych kulturą celtycką; tłumaczka literatury francuskojęzycznej, felietonistka, krytyk literacki. Pisze i publikuje przede wszystkim w języku francuskim. Autorka książek Skrzydła nad Transylwanią (nagroda literacka Prezydenta Miasta Białegostoku im. Wiesława Kazaneckiego; ENETEIA, 2005) i Bulimia emocjonalna (2006). Adiunkt na Wydziale Nauk Humanistycznych SGGW w Warszawie. W przygotowaniu kolejna „transylwańska” książka poetycka oraz kolejna naukowa – poświęcona symbolom kobiecości.
Dudek Zenon Waldemar – Specjalista psychiatra, autor publikacji z zakresu psychologii głębi, psychologii analitycznej Junga, psychologii kultury, w tym m.in. książek: Psychologia integralna Junga (1995; 1996; 2007), Na początku była nieświadomość (1997), Jungowska psychologia marzeń sennych (1997; 2007), Podstawy psychologii Junga (2002). Współautor pracy Psychologia kultury. Doświadczenia graniczne i transkulturowe (2005). Współzałożyciel i były przewodniczący Klubu Jungowskiego w Polsce, organizator ogólnopolskich konferencji jungowskich i corocznego Forum Inspiracji Jungowskich (od 1995). Prowadzi psychoterapię dłogoterminową i warsztaty z psychologii marzeń sennych. Zainteresowania: integracja psychoterapii, przełom połowy życia, psychologia kultury, psychologia osobowości. Założyciel (1991) i redaktor naczelny kwartalnika „ALBO albo. Problemy psychologii i kultury”.
Dziekanowski Czesław – Pisarz, badacz procesu twórczego, interesuje się zwłaszcza psychologią literatury. Kieruje Zakładem Psychoanalizy i Myśli Humanistycznej na Wydziale Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu w Białymstoku. Prowadzi zajęcia z psychoanalizy sztuki i twórczego pisania. Opublikował rozprawy: Człowiek wygrany w psychologii humanistycznej (1988) oraz Proza „życia w śmierci” (1990), w której dokonał interpretacji powieści Wiesława Myśliwskiego. Analiza prozy Myśliwskiego została pogłębiona w trylogii psychoanalitycznej, na którą składają się: W imię Ojca i Syna (1993), Życie jaśnie pana (1994), Życie w śmierci (1995). Jest autorem powieści: Zaklęte światło (1971; 2004), Selekcjoner (1980), Frutti di mare (1990; 2005), Projektantka intymności (1995), Zaproszenie (1998), Jasnogród (2000), Taniec z nieświadomością (2003); redaktor pracy zbiorowej Psychologia literatury. Zaproszenie do interpretacji (1999) oraz serii wydawniczej „Psychologia Literatury”. W swej refleksji nad procesem twórczym, w interpretacji literackiej oraz autointerpretacji korzysta z własnego doświadczenia psychoterapeutycznego.
Machut-Mendecka Ewa – Arabistka, profesor Uniwersytetu Warszawskiego oraz Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Interesuje się kulturą, literaturą, problematyką społeczną i etnologiczną obszarów muzułmańskich oraz religią islamu. Autorka wielu artykułów oraz książek: Współczesny dramat egipski (1984), Główne kierunki rozwojowe dramaturgii arabskiej (1992), The Art of Arabic Drama. A Study in Typology (1997), Studies in Arabic Theatre and Literature (2000), Archetypy islamu (2003), Świat tradycji arabskiej (2005). Członek redakcji „ALBO albo. Problemy psychologii i kultury” oraz „Bliski Wschód. Społeczeństwo, polityka, tradycje”.
Maurin Krzysztof – Profesor matematyki na Wydziale Fizyki UW, autor wielu podręczników i monografii (w jęz. polskim i in.). Za największe swe dokonanie uważa stworzenie pierwszej w Polsce Katedry Metod Matematycznych Fizyki, która wychowała wielu wybitnych badaczy. Od 30 lat prowadzi seminarium „Systemy otwarte”, na którym omawiane są kwestie filozofii nauki, a także teologii. W ostatnich latach centrum jego zainteresowań przesunęło się do filozofii i teologii, o czym świadczy m.in. wiele artykułów publikowanych w „Gnosis”. Przewodniczący Rady Konsultacyjnej „ALBO albo. Problemy psychologii i kultury”.
Motycka Alina – Kieruje Zakładem Teorii Poznania i Filozofii Nauki w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. W swoich publikacjach rozwija filozoficzną problematykę z zakresu epistemologii, filozofii nauki, metodologii. Od kilkunastu lat prowadzi poświęcone tej problematyce ogólnopolskie seminarium dla pracowników naukowych i doktorantów. Autorka książek: Relatywistyczna wizja nauki. Analiza krytyczna koncepcji nauki T.S. Kuhna i S.E. Toulmina (1980); Relatywistyczna wizja nauki. Wprowadzenie: filozoficzny spór o naukę (1984); Ideał racjonalności (1986); Główny problem epistemologiczny filozofii nauki (1990); Nauka a nieświadomość (1998), Rozum i intuicja w nauce (2005); inicjatorka i redaktor serii wydawniczej Phoenix – Filozoficzne problemy wiedzy (Wyd. IFiS PAN); współredaktor prac zbiorowych: Nieświadomość jako kategoria filozoficzna (2000); Fenomen Junga (2002); Symbole Europy (2004); Spotkania platońskie (2004). Jest inicjatorem i organizatorem serii ogólnopolskich debat filozoficznych, których materiały w formie bloków tematycznych publikowane są w czasopismach specjalistycznych. Współpracuje z redakcjami kwartalników: „Przegląd Filozoficzny”, „Zagadnienia Naukoznawstwa”, „ALBO albo. Problemy psychologii i kultury”.
Nosal Czesław – Profesor psychologii, studia ukończył na Uniwersytecie w Poznaniu (1966). Pracuje na Politechnice Wrocławskiej – kieruje Zakładem Psychologii Zarządzania i Zachowań Konsumenckich, oraz w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej, Wydział Zamiejscowy we Wrocławiu. Członek Komitetu Nauk Psychologicznych PAN. Jego główny wątek badawczy stanowią procesy umysłowe, modele ogólne i różnice indywidualne, typy umysłu, zdolności, style poznawcze. Ważniejsze książki: Psychologiczne modele umysłu (1990), Diagnoza typów umysłu (1992), Psychologia decyzji kadrowych (1999), Psychologia myślenia i działania menedżera (2001), Czas psychologiczny (2004; współautor).
Olchanowski Tomasz – Dr nauk humanistycznych, adiunkt w Zakładzie Psychoanalizy i Myśli Humanistycznej Uniwersytetu w Białymstoku. Autor opowiadań i prozy, m.in. tomiku prozy poetyckiej Księżyc zgrzyta zębami (1993). Interesuje się historią kultury i rozwoju cywilizacji, ewolucją psychiczną człowieka, źródłami filozofii, przemianą duchową. Autor książek: Jungowska interpretacja mitu ojca w prozie Brunona Schulza (2001), Psychologia pychy (2003), Duchowość i narcyzm (2006) oraz kilkudziesięciu artykułów publikowanych
w pismach: „ALBO albo. Problemy psychologii i kultury”, „Świat Psychoanalizy”, „Kartki”, „Acta Universitatis Nicolai Copernici” i in. W przygotowaniu monografia Wola a opętanie. Współautor prac zbiorowych: Konflikty współczesnej kultury (1995), Psychologia literatury. Zaproszenie do interpretacji (1999), Literatura
i psychoanaliza (2001). Od 2007 roku członek Zespołu Redakcji „ALBO albo”.
Pajor Kazimierz – Ks. dr, po studiach filozoficzno-teologicznych w Tarnowie przyjął święcenia kapłańskie (1985), studia doktoranckie na Papieskim Wydziale Teologicznym w Poznaniu zakończył rozprawą doktorską nt. Rola archetypu w analitycznej psychologii C.G. Junga (1990). Autor wielu artykułów dotyczących teologii i psychologii głębi oraz książek Psychologia archetypów Junga (2004), Śladami Junga (2006), Psychoanaliza Freuda po stu latach (w druku). Jako teolog zainteresowany jest szczególnie możliwością włączenia krytycznie ocenionych teorii psychologii głębi do różnych dziedzin teologii. Współpracuje z Redakcją „ALBO albo. Problemy psychologii i kultury” i wydawnictwem ENETEIA.
Pankalla Andrzej – Doktor psychologii, adiunkt na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, specjalność: psychologia kultury, mitoterapia, historia psychologii, doświadczenia graniczne. Członek Redakcji „ALBO albo. Problemy psychologii i kultury”, członek Rady Naukowej i współzałożyciel Instytutu Psychologii Mitu w Warszawie, dyrektor Centrum Edukacji „Inkantacje” (w tym Instytutu Psychoedukacji i Stosowanej Psychologii Kultury) w Poznaniu. Autor monografii Psychologia mitu. Kultury tradycyjne a współczesność (2000), współautor pracy Psychologia kultury. Doświadczenia graniczne i transkulturowe (2005), Psychescapes. Tożsamość naszych czasów? (2007); autor artykułów, filmów i wypraw psychokulturowych (m.in. Meksyk, Ekwador, Chiny, Afryka). Członek m.in.: International Association for Cross-Cultural Psychology, Sociedad de Etnopsicologia Aplicada, Polskiego Towarzystwa Antropologii Wiedzy, współzałożyciel Towarzystwa Kultur Pierwotnych.
Paprocki Henryk – Ks. prof. dr hab., teolog prawosławny, wykładowca Uniwersytetu w Białymstoku, Prawosławnego Seminarium Duchownego i PWST w Warszawie. Opublikował m.in. książki: Wieczerza mistyczna (1988), Teksty o Matce Bożej (1991–1995), Lew i mysz, czyli tajemnica człowieka. Esej
o bohaterach Dostojewskiego (1997), tłumaczył dzieła Bierdiajewa, Bułgakowa, Clément, Łosskiego, Schmemanna, Rozanowa i in. Rzecznik prasowy Kościoła prawosławnego, kierownik redakcji ekumenicznej TVP.
Piróg Mirosław – Doktor nauk humanistycznych z zakresu filozofii, pracownik naukowo-dydaktyczny w Instytucie Filozofii na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego. Jego zainteresowania badawcze obejmują psychologię głębi C.G. Junga, filozofię religii, antropologię religii, relacje między filozofią a psychologią. Jest autorem książki Psyche i symbol (1999) i wielu artykułów, m.in.: Filozofia starożytna a psychologia głębi C.G. Junga (2003), Relacja między filozofią a psychologią w świetle jungowskiej koncepcji nieświadomości zbiorowej (2000). Współpracuje z wydawnictwem ENETEIA i Redakcją ALBO albo, jest opiekunem naukowego koła studenckiego „Mandala” przy Uniwersytecie Śląskim.
Prokopiuk Jerzy – Religioznawca, gnostyk, antropozof, eseista, tłumacz i popularyzator literatury humanistycznej (głównie ezoterycznej, religioznawczej, filozoficznej i psychologicznej) z niemieckiego, angielskiego i francuskiego obszaru językowego. Jest twórcą i redaktorem naczelnym „Gnosis”. Autor książek: Gnoza i gnostycyzm (1998), Labirynty herezji (1999), Ścieżki wtajemniczenia (2000), Nieba i piekła (2001), Szkice antropozoficzne (2003), Światłość i radość (2003), Rozdroża, czyli zwierzenia gnostyka (2004), Jestem heretykiem (2004), Proces templariuszy (2005), Dzieje magii (2006), Dusza ludzka. Oś świata (2007) oraz kilkuset esejów, artykułów i wywiadów – publikowanych tak w periodykach naukowych, jak i w prasie kulturalnej.
Rosińska Zofia – Profesor, nauczyciel akademicki, kierownik Zakładu Filozofii Kultury w Instytucie Filozofii na Uniwersytecie Warszawskim. Zajmuje się problemami z pogranicza psychologii i filozofii oraz historii psychologii. Jest autorką wielu książek, m.in. Jung (1982), Psychoanalityczne myślenie o sztuce (1985), Blaustein. Koncepcja odbioru mediów (2001), Freud (2004). W 2001 r. prowadziła badania nad recepcją psychoanalizy na Uniwersytecie w Pittsburghu w Stanach Zjednoczonych.
Tokarczuk Olga – Powieściopisarka i eseistka, autorka scenariuszy, poetka, najbardziej utytułowana autorka polska średniego pokolenia, uhonorowana wieloma nagrodami, m.in. nagrodą Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek, nagrodą Fundacji im. Kościelskich oraz kilkoma nominacjami do literackiej Nagrody Nike, trzykrotna laureatka Czytelników Nike. Debiutowała w 1989 zbiorem wierszy Miasto w lustrach. W 1993 ukazała się jej pierwsza powieść Podróż ludzi księgi. Największym i najgłośniejszym jak dotąd sukcesem pisarki jest jej trzecia powieść Prawiek i inne czasy (1996).
Wais Jadwiga – Dr, socjolog, adiunkt w Zakładzie Humanistycznych Nauk Lekarskich Akademii Medycznej we Wrocławiu. Zajmuje się zagadnieniami z dziedziny antropologii przemiany duchowej (pogranicze filozofii, psychologii, socjologii, mitologii, baśni i literatury pięknej). Autorka książek Gilgamesz i Psyche (2001) oraz Ścieżki baśni (2006). Publikowała artykuły w „ALBO albo”, „Studiach Filozoficznych”, „Przeglądzie Filozoficznym”, „Etyce”, „Kontekstach”, „Świecie Psychoanalizy”.
Waniek Henryk – Ukończył studia w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych na wydziale grafiki w Katowicach. Przedstawiał publicznie twórczość malarską od roku 1967 na około 130 wystawach indywidualnych i 150 zbiorowych w kraju i za granicą – w Europie, Ameryce i Azji. Do roku 1979 mieszkał w Katowicach, później w Warszawie i Brwinowie. Publikował w prasie literacko-artystycznej teksty recenzenckie, drobne eseje, małe utwory literackie oraz przekłady z języka angielskiego. Jest autorem 9 książek.
Węgłowska-Rzepa Krystyna – Doktor nauk humanistycznych z zakresu psychologii, absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego. W latach 1999–2005 wicedyrektor Instytutu Psychologii we Wrocławiu. Członek International Association for Jungian Studies, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Psychologii Analitycznej. Organizatorka międzynarodowych seminariów i konferencji jungowskiej w Instytucie Psychologii UWr. Główne obszary zainteresowań związane są z psychologią rozwoju człowieka w ciągu życia, psychologią C.G. Junga
i psychoterapią. Jest autorką i współautorką artykułów i książek, między innymi: A Vision of Oneself and the World – Constructive and Reconstructive Function of Narrated Stories (2005), Cultural Symbolism and Integration and Education of Different Communities (2003), Etyczne i psychospołeczne aspekty badań rynkowych (2002); współredaktor pracy zbiorowej Między świadomością i nieświadomością. Współczesność w perspektywie psychologii głębi (2007).
Żechowski Cezary – Psychiatra, doktor medycyny, terapeuta, pracuje w Klinice Psychiatrii Dzieci i Młodzieży Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Autor tomiku poezji Podróż Bartolomeo, w przygotowaniu tomik Listy z wygnania. Publikował eseje i wiersze m.in. w „ALBO albo”, „Przeglądzie Powszechnym”, „Gnosis”. Interesuje się psychoanalizą i filozofią kultury.