.
Dziewczynka zza zasłony. Uzdrawianie wewnętrznego dziecka
Stella Veritas-AmarePrzeżycia bohaterki książki mówią o ważnych potrzebach psychicznych. Tą najważniejszą jest poczucie bezpieczeństwa. Gdy dziecko nie jest bezpieczne – otula się w zasłonę. Zasłona przemienia się, przybiera inną postać. Dziecko okrywa się i dusi od narastają ...Czytaj więcej >>
- Liczba stron: 185
- Data wydania: 2020
- Oprawa: miękka ze skrzydełkami
- Wydawnictwo: ENETEIA
Rozmowa z Autorką w Radiu Szczecin – zapraszamy do wysłuchania (08.2022)
Rozmowa z Autorką w Radiu Szczecin – zapraszamy do wysłuchania (08.2021)
Przeżycia bohaterki książki Dziewczynka zza zasłony mówią o ważnych potrzebach psychicznych. Tą najważniejszą jest poczucie bezpieczeństwa. Gdy dziecko nie jest bezpieczne – otula się w zasłonę. Zasłona przemienia się, przybiera inną postać. Dziecko okrywa się i dusi od narastającego lęku.
Głos dziecka wypowiedziany w tej książce to wołanie zranionych dzieci i nieuzdrowionych dorosłych. Aby uniknąć zakrywania prawdy o człowieku, Dziewczynka uchyla swą zasłonę i woła: „Pozwólcie dziecku być dzieckiem!”.
Ten zapis przeżyć i doświadczeń nie powstał dla potrzeb literackich. Stanowi wynik procesu terapeutycznego i jest prezentowany odbiorcy w swym pierwotnym kształcie. Stella odważnie pokazuje światu swój ból. Nie można udawać, zasłaniać oczu, zamykać serc przed tymi, którzy cierpią. Potrzebują oni naszej uwagi, troski i pomocy, aby poradzić sobie ze swoimi traumatycznymi przeżyciami.
Małgorzata Anna Gruszka
Z Przedmowy
* * *
Książka jest wielkim darem dla tych, którzy spotykają na swojej drodze dzieci. Słowa wypowiedziane z perspektywy dziecka porażająco pokazują, jak słowa i zachowania dorosłych mogą ranić, krzywdzić, być przemocą. Każą się zatrzymać i zastanowić nad własną nieuwagą, niedojrzałością czy po prostu głupotą.
Anna Cierpka
Wydział Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego
* * *
Książka dla rodziców, wychowawców, psychologów i wszystkich dorosłych, którzy chcą zrozumieć i ochronić wewnętrzne dziecko. Historia dziewczynki, która ukryła się za zasłoną, jest uniwersalna. Każdy może rozpoznać w losach bohaterki własne doświadczenia. Tak może się stać w życiu każdego dziecka.
* * *
- ISBN
- 978-83-61538-97-4
- Waga
- 0.26 kg
- Wydanie
- 1
- Seria
- Ścieżki Psychoterapii
- Szerokość
- 13,5 cm
- Wysokość
- 20,5 cm
- Format
- 135x205 mm
Możesz także polubić
Przedmowa – Małgorzata Anna Gruszka
Od Autorki
1. Gwiazda
2. Dziewięć miesięcy
3. Zasłona
4. Dom
5. Małpka
6. Zdjęcie
7. Matka
8. Cicho
9. Wytrzymam
10. Pani od korektywy
11. Zielony flamaster
12. Babcia
13. Niebo
14. Tata
1. Gwiazda
Trzy rzeczy zostały z raju:
gwiazdy, kwiaty i oczy dziecka.
Dante Alighieri
Oni jeszcze nie wiedzą.
Nie wiedzą o mnie.
Zajęci sobą.
Poczekam.
Tak blisko, a za chwilę znów w oddaleniu.
Czy są świadomi, że ich bliskość zmieniła świat?
Dobrze, ciepło i miękko.
Cała w otuleniu.
Wszystko jest tu otulone.
Nawet ciemność otula, ale nie straszna, bo pierwsza.
Nikt mi jeszcze nie powiedział, że wypadałoby się jej bać.
Dlatego jest moją przyjaciółką.
Czuję połączenie i odrębność.
Nie jestem tym światem, który mnie otacza.
Kim jestem?
Czekam – tak jak się czeka na spadającą gwiazdę.
Czekam, aż wypowiedzą – zamiast życzeń – wdzięczność,
że właśnie tu spadła, że się zadomowiła – i jest.
Ja – sama dla siebie – oczekiwaniem.
JESTEM.
Nie zauważyli.
Za mała, by mnie dostrzegli?
Pustka.
Nie czekali.
Nie patrzyli w niebo.
Nie było w nich ani tęsknoty,
ani nadziei, które zagubionym wędrowcom malują dom.
Dlaczego więc dziś
niebo podzieliło się z nimi swym światłem,
rozdarło się – zrzucając gwiazdę
i nie martwiąc się o jej los?
Gdyby wiedziało, dokąd spadnie,
czy ona wstałaby i poszła
i on wstałby i poszedł,
jakby nic się nie wydarzyło?
Zamienili tylko słowo i to słowo w nich zakwitło
I myśleli, że się zmieni życie, co zdążyło zbrzydnąć.
Często się kłócą.
On wraca pijany, a ona nigdy nie zasypia wcześniej.
Czeka na niego.
To oczekiwanie jest pełne lęku.
Zbudziłam się – jej serce znów zabiło niespokojnie.
Wrócił.
Awantura.
Drżę.
Chcę wtulić się mocniej w ciemność,
ale i ją rozprasza ten krzyk.
Dokąd uciec?
Gdzie mam się schronić?
Jak im powiedzieć, że jestem niegotowa,
skoro nawet nie wiedzą, że jestem?
Chcę się oderwać od tego pulsu,
który wtłacza we mnie lęk i niepewność.
Chcę opuścić to miejsce, uwolnić się, wyswobodzić.
Nie ruszam się,
bo im bardziej napieram, tym większy czuję ucisk.
Duszno.
Zamieram.
Długą chwilę spędzają w ciszy.
Tylko jej serce jakby nadal nie wierzyło,
że dziś jest już po wszystkim.
Zasnął.
Na tym samym łóżku, które wczoraj, gdy wyszedł,
prała z jego moczu – płacząc przy tym.
Tylko ja słyszałam ten szloch.
A jej łzy przepływały przeze mnie jak fale.
Nie widziałam jeszcze jej oczu, nie wiem, jak wygląda – ale znam jej serce.
Oddycham – gładząc je, by wrócić jej spokój.
Ona mnie potrzebuje.
Czy dlatego jestem?
Więc teraz serca mam dwa
smutki dwa.
Sala sądowa, dwa krzesła i oni.
I ja.
Już wiedzą.
Słyszę: „Niech się Pani tego pozbędzie” – głos kobiety,
która ma zdecydować,
czy ich małżeństwo dziś się zakończy.
Dlaczego chce też decydować o mnie?
Świat jest nieprzychylny, jestem zagrożona.
Czuję złość i bezradność.
To one towarzyszą zwierzętom,
które – bez wysłuchania – skazuje się na śmierć.
A one wiedzą, czują.
I ja czuję.
I wiem, jak dziś bardzo zależę.
Od wyroku, który jest ogłoszeniem oddzielenia.
Słyszę, jak zostaje mi nadane imię: Rozłąka.
Pragnę przynależeć, być przygarnięta, przytulona.
Ale chcę też wykrzyczeć do nich:
„Nie należę do nikogo z was, nie dotykajcie mnie!”.
Propozycja sędziny: by doszli do porozumienia.
Otrzymują czas na przemianę:
przemianę myśli o rozpadzie na myśl o zjednoczeniu.
Dziś miał być koniec, a ona ogłasza początek.
Szansa, nadzieja, pomyślność?
Nie.
Rozpacz, że ból się nie skończy.
On trwa i narasta.
Nie umieją inaczej?
Nie są gotowi do zmiany?
Towarzyszę w ich rozstaniach,
jakbym była owocem nie bliskości,
ale podziału.
Niescalona, wciąż rozdzierana przez strach.
Ale obecna.
Dziś niemy świadek i skazaniec
obezwładniony przez czyjś głos.
Bez własnego głosu.
Bez wysłuchania.
Chcę uciec.
Ale znajduję się w miejscu, które mnie ogranicza.
Nie tylko od zewnątrz.
Milknę i zamieram.
Nagle.
Ruch.
A z każdym poruszeniem strach, że zaboli za bardzo.
Oswajam się z nim.
I z bólem, którego zaczynam szukać,
żeby nie tkwić w bezruchu.
Ruch, strach, ból.
Łączą się w jedno.
Lepiąc mnie od środka.
Chcę przywołać lęk poprzedniej nocy, gdy było tak ciężko,
że prawie niemożliwie, bo on jest mniejszy niż ten dziś –
nienasycony, pożądający ludzkiego drżenia i łez.
Westchnienia ulgi – gdy on wychodzi – przeplecione złością tłuczonych butelek.
Ukrył je w starym telewizorze.
Znalazła.
Rozbiła wszystkie, myśląc,
że na zawsze pozbywa się problemu.
Złość, bezradność, ból, rozczarowanie – czułam z nią
tak bardzo, że nie mogłam zasnąć.
I to jej pytanie, które często słyszę: „W czym zawiniłam?”.
Staje się moim pytaniem.
Na zawsze.
Zbliża się wieczór, który dziś znów odbierze resztkę nadziei na zmianę.
Jest agresywny.
Ona się boi, a z nią boję się ja.
Jesteśmy w ciągłym napięciu, gotowe do ucieczki.
„Ukryj mnie, ciemności” – woła moje serce.
„Schowaj mnie tam, gdzie nie dotrze światło
odsłaniające świat,
w którym nikt nie czeka”.
Kolejna rozprawa.
Podpisują dokument rozwodowy.
Rozchodzą się.
Czuję to oddzielenie.
Zanim stałam się całością, znów staję się częścią.
Czyja jestem?
Kto mnie zabierze ze sobą?
Kto się do mnie przyzna?
Czy ktoś sprawi, że bardziej będę chciała zostać,
niż zniknąć?
Przed nami – tak blisko – rozwiązanie.
Wizyta u lekarza.
Ona wypowiada swój niepokój.
Ale jest już za późno.
Podjęła decyzję, że urodzi.
Lekarz mówi: „Jeśli będzie dziewczynka,
będzie dla pani ulgą i pomocą”.
Ma użyteczny plan na moje życie.
Czuję złość.
Nie chcę pojawić się dziewczynką.
Czwartek, godzina 11:10.
Jestem.
Ucieczka.
Dziś zagroził, że jak wróci wieczorem, zabije nas.
Zabrała kilka rzeczy na drogę i uciekła do swojej mamy.
Gorąco – światło mnie razi.
Całe moje ciało jest skrępowane.
Nie wiem, czy od otulenia kołdrą,
czy z lęku przed ruchem.
Leżę owinięta tak szczelnie,
że mogę delikatnie poruszać tylko głową.
Odchylam ją i próbuję dostrzec kogoś, znaleźć pomoc.
Wodzę oczami po suficie
rozżarzonym od niegasnącego żyrandola.
Leżę sparaliżowana.
Próbuję zasnąć.
Słyszę rozmowę mamy z babcią.
Przywołuję je myślą.
Chcę im przekazać moją wiadomość.
Mówię im, że nie mogę oddychać.
Błagam, by mnie ktoś odkrył i uwolnił od tego zduszenia.
Wiem, że tu są – blisko.
Ale nie patrzą, nie słyszą, nie odkrywają.
Nie umiem płakać,
a moje milczące wołanie nie dociera do nich.
Rosnę.
W sąsiednim łóżeczku dostrzegam brata.
Uczy mnie pierwszych słów.
„Powiedz oko”.
Powtarzam.
„Głośniej!”.
Powtarzam głośno.
Wracamy do opuszczonego domu.
Nie przyjmują mnie do przedszkola.
Za mała wiekiem, choć spełniam inne wymagania.
Umiem mówić i porozumiewam się sprawnie ze światem.
Sama się ubieram, jem i załatwiam.
Czego więcej oczekiwać od dwulatka?
Potwierdzenia w papierach, że dwulatek jest trzylatkiem.
Tego wymogu nie spełniam.
Mama wraca do pracy, brat do przedszkola,
mnie daje pod opiekę sąsiadce.
Płaczę.
Betonowe schody i wnęka pod nimi.
Tam łóżko.
Siedzę na nim z przyciągniętymi do brody kolanami.
Patrzę w szczelinę uchylonych na podwórze drzwi.
Czekam na powrót mamy.
Moja tęsknota okazuje się za trudna.
Dla nich.
Mama szuka innego rozwiązania.