.
Blizny. Wojenne traumy i medycyna
Henryk Dudek, Andrzej ChodackiPublikacja ta powstała z tropów‑blizn, w których zapisały się wojenne przeżycia moich pacjentów. Przez lata lekarskiej praktyki wysłuchałem wielu bolesnych historii. Wojna zamieniła się w pamięci moich rozmówców w blizny widoczne na ciele, pod którymi wcią ...Czytaj więcej >>
- Liczba stron: 101
- Data wydania: 2023
- Oprawa: miękka ze skrzydełkami
- Wydawnictwo: ENETEIA
Publikacja ta powstała z tropów‑blizn, w których zapisały się wojenne przeżycia moich pacjentów. Przez lata lekarskiej praktyki wysłuchałem wielu bolesnych historii. Wojna zamieniła się w pamięci moich rozmówców w blizny widoczne na ciele, pod którymi wciąż były niezagojone rany psychiczne.
Historie pacjentów z wojennymi traumami stały się inspiracją dla mojego kolegi, lekarza Andrzeja Chodackiego, który na podstawie spisanych przeze mnie relacji stworzył beletrystyczne opowieści. Proza życiowych dramatów pacjentów stała się w ten sposób literaturą. (…)
Przeżycia bohaterów moich „medycznych” wywiadów, uwiecznione w literackiej formie, są głosem wołającym o przywrócenie godności tym, którzy przeżyli czas wojennej zbrodni, a potem cierpieli w milczeniu.
Henryk Dudek (ze Wstępu)
* * *
Człowiekowi, który ma sprawne oczy, o wiele trudniej jest marzyć. Obrazy pchają mu się przed oczy i skaczą, w pełni gotowe do analizy, podane jak na talerzu. Nie trzeba się wysilać, by coś dostrzec. Ale gdy po rozwarciu powiek przed oczami staje ciemność, trzeba nie lada wyobraźni, by wzbudzić w tej martwocie dawno przyprószone pyłem zapomnienia kolory i kształty. Taki kolor czy kształt staje się wtedy czymś ważnym, wartością samą w sobie.
Tomek starał się wyobrazić sobie niemieckiego żołnierza, sapera. Ubierał powoli bezimienny fragment ciemności w szary mundur, czapkę z trupią czaszką, wysokie skórzane buty. Potem pod czapką pędzlem wyobraźni malował twarz chłopca, niewiele starszego niż on sam w tym dniu, w którym zobaczył ciemność.
(fragment opowiadania Andrzeja Chodackiego Zobaczyć ciemność)
- ISBN
- 978-83-964325-4-4
- EAN
- 9788396432544
- Waga
- 0.22 kg
- Wydanie
- 1
- Seria
- Literacka
- Szerokość
- 13,5 cm
- Wysokość
- 20,5 cm
- Format
- 135x205 mm
Możesz także polubić
Blizny
Moim zdaniem historie i opowiadania, które powstały w oparciu o nie, są absolutnie niezwykle. Warto przeczytać tę książkę.
Procedura zgłaszania Nielegalnych Treści i działania zgodnie z art. 16 Aktu o Usługach Cyfrowych znajduje się w punkcie 11.3. Regulaminu sklepu internetowego
Wstęp – Henryk Dudek
Blizny
Obok wojny
W uścisku miłości
Zakład, pocisk i samotny chłopiec
Zobaczyć ciemność
Kto oprawcą, a kto katem?
Sprawiedliwość na miarę czasów
Dwie matki
Zobaczyć ciemność
Tomek miał jedno marzenie. Od początku fantastyczne i niemożliwe do spełnienia. Śnił o nim po nocach, a gdy budził się rano, ściskało mu gardło niezmierzoną tęsknotą. I gdyby o tym marzeniu opowiedział komuś, to naraziłby się tylko na śmiech lub kpiny. Bo wszyscy chcą w życiu uniknąć tego, a Tomek tego właśnie pragnął.
Człowiekowi, który ma sprawne oczy, o wiele trudniej jest marzyć. Obrazy pchają mu się przed oczy i skaczą, w pełni gotowe do analizy, podane jak na talerzu. Nie trzeba się wysilać, by coś dostrzec. Ale gdy po rozwarciu powiek przed oczami staje ciemność, trzeba nie lada wyobraźni, by wzbudzić w tej martwocie dawno przyprószone pyłem zapomnienia kolory i kształty. Taki kolor czy kształt staje się wtedy czymś ważnym, wartością samą w sobie.
Tomek starał się wyobrazić sobie niemieckiego żołnierza, sapera. Ubierał powoli bezimienny fragment ciemności w szary mundur, czapkę z trupią czaszką, wysokie skórzane buty. Potem pod czapką pędzlem wyobraźni malował twarz chłopca, niewiele starszego niż on sam w tym dniu, w którym zobaczył ciemność. Drobny wąsik, zawadiacki uśmiech, gęste włosy koloru blond. Chłopak ten mógł mieć na imię Paul i mógł pochodzić z Saksonii, gdzie miał piękny dom, a w nim rodziców, brata i dwie siostry. Niedaleko mieszkała też jego dziewczyna Luisa, która czekała na dzień, gdy zwycięska armia niemiecka zapanuje nad światem.
Paul był szkolony od dziecka, by nad światem panować, wyrósł więc na rasowego nazistę, dla którego inne narody to były zaledwie robaki do rozgniatania na mapie germańskich podbojów. Dlatego też, mimo młodego wieku, został przyjęty do armii już w 1943 roku, a po szkoleniu saperskim trafił do Polski, gdzie wraz ze swoją kompanią zajmował się obsługą Goliatów oraz tworzeniem min pułapek.
Paul był bardzo pojętny. Z kilograma lanego trotylu mógł wykonać do czterech małych ładunków, które potrafiły zmasakrować dziecko czy urwać rękę któremuś z powstańców. Umieszczał je w różnych miejscach, ale zawsze z wielką fantazją, więc koledzy z kompanii nazywali go Meister. Nawet w pozostawionym niesprawnym karabinie potrafił umieścić ładunek, który po pierwszej próbie przeładowania broni urywał palce. Popisowym jego numerem była pułapka z granatów, które wybuchały, gdy ktoś próbował podnieść niby to przypadkowo zostawiony niemiecki KM. Granaty wybuchały jednak tak, że nie zabijały nieszczęśnika, ale powodowały makabryczne okaleczenia, więc ranny umierał w mękach wiele godzin, co czasem dla poprawy nastroju obserwował z ukrycia Paul psychopata. Meister był naprawdę chlubą kompanii. Ilu zabił ludzi? Na pewno więcej niż pięćdziesiąt, wliczając kobiety i dzieci, które, ku uciesze kolegów, rozrywały bomby rozlokowane w futrynach drzwi. Paul zawsze tak dobierał ładunek, by odłamki drewna szatkowały brzuch i nogi ofiar. Wtedy było zabawniej.
Człowiek ten spełniał wszystkie kryteria prawdziwego niemieckiego nazisty patrioty. Ojciec i matka byli z niego dumni. Liczba zamordowanych przez syna ludzi była dla nich nieistotną częścią jego wojennej biografii, za to przynależność do SS to był powód do dumy dla całego miasteczka Glashütte, podobnie jak zegarki firmy A. Lange & Söhne, z których jeden podobno kiedyś nosił nawet sam Führer. Kiedy więc tenże Führer okazał się półgłówkiem sterowanym przez wróżki i powielił błąd Napoleona na Wschodzie, a koledzy z kompanii zaczęli przebąkiwać o klęsce, Paul popadł w odrętwienie i apatię. Z tego stanu wyrwało go dopiero przeniesienie do Warszawy, gdzie oprócz pomagania w oczyszczaniu miasta z ukrytych w zgliszczach Żydów, otrzymał nowe i bardzo odpowiedzialne zadanie. Na sposób kodowany i rozpoznawalny przez niemieckie jednostki miał zaminować ile się da, by w odpowiednim momencie zamienić miasto w stertę gruzów. Nowa nadzieja wstąpiła w nazistowskie serce Paula. Z wielkim zapałem zabrał się do dzieła. Opracował nawet specjalny system powiadomień, znany tylko jednostkom niemieckim, i w tym twórczym uniesieniu trwał aż do pierwszego sierpnia. Rozkazy dowództwa brzmiały niepokojąco – wycofanie na zachód do obrony Berlina. W ostatni wieczór przed wyjazdem Paul jeszcze pracował na szkolnym boisku do późnych godzin wieczornych, bo ten chłopak naprawdę kochał swoją pracę.
Na drugi dzień kompania saperów wyjechała z Warszawy, a w niedługim czasie Niemcy przegrali wojnę. Paul wrócił do Glashütte w cywilnym ubraniu, ale tam już rządy sprawowali – nie gorsi wcale od Niemców w sprawach eksterminacji ludzi – Rosjanie. Zaczęli od normalnych wojennych zachowań, które mają powszechne zastosowanie na każdej z wojen, czyli od gwałcenia kobiet i mordowania mężczyzn. Niby nic nadzwyczajnego, bo przecież Niemcy robili dokładnie to samo w Polsce, kiedy jeszcze mieli ku temu okazję. Mężczyzna pod zmienionym nazwiskiem przetrwał wojnę, choć pozostał sam, bo gdy jego ukochana dowiedziała się, że w damskich ciuchach przedarł się przez kordon rosyjskiej obławy, wiara w rasę panów, wszechmocnych germańskich dominatorów, upadła w niej całkowicie i bezpowrotnie. Końca wojny doczekała w sierocińcu, gdzie opiekowała się porzuconymi przez nazistów chłopcami z Hitlerjugend.
Paul natomiast, nie niepokojony zbytnio przez sowieckie władze, czy to z niewysłowionej tępoty ciągle pijanych rosyjskich politruków, czy zwykłego szczęścia, opłacił łapówką wyjazd na zachód Niemiec i tam poświęcił się regularnemu piciu alkoholu. Nikt od tej pory nie widział, żeby kiedykolwiek się uśmiechał, a na zaczepkę dotyczącą wojny nalewał w milczeniu następną kolejkę. Skąd miał pieniądze, nikt nie wiedział, choć podejrzewano, że miało to jakiś związek z pomaganiem w oczyszczaniu Warszawy z Żydów, w którym to dziele niemiecki saper był zawsze, podobnie jak w podkładaniu ładunków, mistrzem.
A miny, które zakopał na boisku szkolnym w Warszawie, czekały spokojnie na swój czas. Polscy saperzy przeszukali teren szkoły bardzo dokładnie, ale nie uwzględnili, że Meister Paul był naprawdę genialnym strategiem, jak rzadko który w niemieckiej armii. Wkopał kilka min na ubitej ziemi boiska na przynętę dla saperów, ale tę specjalną minę umieścił przy metalowym słupie, aby wykrywacze zmyliły trop. Tam właśnie, w kierunku tego słupa, ruszył pewnego razu siedemnastoletni Tomek. Dziś już nie pamiętał, czy za piłką, czy od tak, by rozruszać się trochę. Biegł tak chwilę i… nagle zobaczył ciemność.